Artysta tygodnia

Pragaleria

Stalowa 3, Warszawa

Od zawsze byłem związany ze sztuką. Po tym jak ukończyłem Liceum Plastyczne, dalej zgłębiałem sztukę malarską na Akademii Sztuk Pięknych. Przez kolejne lata na Wydziale Malarstwa łódzkiego ASP szlifowałem swoje umiejętności, odważnie testując różne metody. Sztuka zawsze pozwalała mi rozładować emocje kumulowane przez lata. Dorastając w dysfunkcyjnej rodzinie byłem pełen frustracji i skłębionych uczuć. Czyste płótno i możliwość dowolnej emocjonalnej ekspresji pozwalały mi odizolować się od trudnej rzeczywistości.

Ponieważ moje obrazy zawsze mocno były związane z wewnętrznym stanem emocjonalnym, moje malarstwo zmieniało się przez lata, tak jak i moje życie. Chociaż największą pasją pałam do czerni, niejednokrotnie można znaleźć w mojej twórczości obrazy pełne barw, kolorów, żywych emocji. Beztroskie momenty z życia wnosiły w moje malarstwo moc kolorów ekspresyjnie się ze sobą przeplatających. Jednak gdy pojawiały się momenty pełne smutku, moja sztuka diametralnie się zmieniała. Każde wydarzenie z życia ma bezpośrednie odzwierciedlenie w moich obrazach.

W moich pracach zawsze przeważało zamiłowanie do czystych form i geometrycznych kształtów. Lubię bawić się geometrią w taki sposób, żeby prowokować złudzenia optyczne. Celowo buduję nieoczywistą trójwymiarowość przestrzeni na płótnie tak, żeby zaangażować odbiorcę w interakcję z obrazem.

Staram się w sposób świadomy testować różne techniki i sposoby nakładania farby. Nie boję się kontrowersyjnych rozwiązań. Sięgam po różne narzędzia tak, żeby uzyskać jeszcze bardziej oryginalny efekt na płótnie. Czyste geometryczne formy połączone z nietuzinkową strukturą, łączenie skrajnych efektów jak błysk z matem, przeplatanie kontrastowych barw, czy mieszanie gładkich struktur z odważnymi teksturami, to są cechy charakterystyczne mojego malarstwa.

Patryk Paliwoda

Gdy decydujemy się jako malarze opowiadać o Świecie, posługujemy się płaszczyzną płótna, kolorem i formą… nadal jednak pozostaje wiele dróg, spośród których bardzo trudno wybrać tę właściwą. Czasem nawet nie mamy tego wyboru, bo dzieje się to gdzieś poza naszą świadomością. Między malarzem a obrazem wydarza się coś na kształt misterium – na nic więc szkice i plany.

W obrazach Patryka Paliwody dostrzec można niezwykłą zależność między świadomym a intuicyjnym działaniem, która jest wynikiem wspomnianego tajemniczego zjawiska. Proces twórczy w przypadku Paliwody to walka dająca rezultaty w postaci barwnych geometrycznych kompozycji, o nieskończonej ilości interpretacji. To przedstawienia pełne niepokojących zestawień płaszczyzn, to emocje zakodowane w kolorach, fakturach i kształtach.

Dr Aleksandra Ignasiak

ASP Łódź

(Pracownia Działań Malarskich w Przestrzeni Publicznej,

MSK, Galeria Punkt Odbioru Sztuki )

ZOBACZ KATALOG W PDF

LUDY – Koszmary dzienne

„Na świat spada śmiertelne szaleństwo”.

Antonin Artaud

Paweł Tkaczyk w swoim malarskim cyklu „Ludy” postanowił wcielić się w rolę obserwatora, który bez zbędnych zdrobnień i nadmiernego upiększania, analizuje współczesne społeczeństwo. Tkaczyk w swoich refleksjach jest całkowicie bezlitosny, zarówno wobec malowanych przez niego postaci, jak i samych widzów, którzy w zetknięciu się z realizacjami artysty, muszą mierzyć się z własnymi lękami i ukrytymi na co dzień demonami. Zdeformowane postaci, których twarze naznaczone są szaleństwem, chorobą, a także przemocą, przerażają, ale także uświadamiają, jak wiele zmian w ludzkiej psychice wygenerowały transformacje społeczne, jak i przede wszystkim technologiczne. Tkaczyk daleki jest od nadmiernego estetyzowania rzeczywistości. Nie pokazuje w swoich realizacjach łagodności, subtelności, wręcz przeciwnie. Dokumentuje brutalność, okrucieństwo i bezmyślność, ze wszystkimi ich odcieniami. Artysta stara się w ten sposób obnażać mechanizmy ludzkich zachowań oraz pragnień, które podszyte są agresją oraz wulgarnością. Dlatego też niejednokrotnie w swoich obrazach, ale i też rzeźbach, przekracza wizualne granice pomiędzy dobrem a złem, snując przy okazji intrygującą narrację o apokaliptycznej wizji dziejów. Tkaczyka cechuje niezwykła precyzja i konsekwencja w kreowaniu piekła, jakim wydaje się według niego współczesny świat. Pierwotne odczucia strachu i obrzydzenia, jakie mogą się pojawić w kontakcie z cyklem „Ludy”, zostaje zastąpione przez ciekawość, jak i powoli rodzącą się niepokojącą fascynację. Prace Tkaczyka tworzą osobliwe laboratorium przeznaczone do bezpiecznej obserwacji zła, tak trudnego do uchwycenia w jednoznaczną artykulację. Efekty działań artysty, znakomicie obrazują, jak i jednocześnie rozpracowują grozę ludzkiej natury, uwikłanej w kulturowe schematy, oraz reakcyjne ideologie, doprowadzające często do aktów przemocy. Fryderyk Nietzsche twierdził, ze z człowiekiem jest jak z drzewem: im bardziej dąży ku wysokościom i jasnościom, tym bardziej jego korzenie ciągną ku ziemi, w dół, w ciemność, w głębię – w zło. Dlatego też estetyka wstrząsu zaproponowana przez Tkaczka może choć na chwilę przywracać do właściwego, niepozbawionego wrażliwości i czułości porządku.

Zuzanna Sokołowska

Lubię, gdy obraz widoczny jest z daleka, kiedy „zaczepia” nieświadomych odbiorców. Jeden, konkretny plan, bez przesytu, bez kokieterii, według własnych zasad. Czerń i biel, dwa światy jakże przeciwne, jakże pasujące. Skrajności, które tworzą harmonię. Siła i tajemnica, cień i światło. Człowiek i otchłań. Ciało doświadczone wieloma emocjami, obarczone wstydem, przemocą, bliskością i bólem niekiedy wzbudza lęk, niekiedy wzrusza.

Człowieka spotykam każdego dnia, codziennie mijam go na chodniku, to z nim rozmawiam, słucham, czuję na sobie jego spojrzenie, czasem niełatwo oderwać od niego wzrok. Trudno o lepszą inspirację. Jest ciekawy. Jest trudny. Być może nieskończony. Dla mnie ciało to nie tylko splot anatomicznych części stanowiących budulec sylwetki, ale przede wszystkim idealna forma plastyczna. Nie mam na myśli akademickiego studium postaci, myślę o człowieku jak o jednostce przeciw konwencji. Wbrew przyjętym normom. Również w malarstwie. Możliwość ukazania niekompletności jako formy całkowicie kompletnej. Sylwetka bez głowy, bez rąk, ujawniony jedynie korpus pogrążający się w ciemności lub wychodzący z otchłani. Ruch, gest, plama, ekspresja, spokój. Cisza i krzyk. Kontrast.

Zazwyczaj maluję cyklami do momentu wyczerpania pewnej myśli, świadoma, że jedyną stałą jest zmiana. Konsekwentnie brnę w jakąś ciemną przestrzeń, w której umieszczam kolejne ludzkie doświadczenia, pozwalając sobie na kroczenie po omacku, ale z wyczuciem.

Karolina Dadura

Kolor czarny wybierają zdyscyplinowani, pewni siebie, skoncentrowani na własnej osobie…

Czy tak jest w przypadku Karoliny Dadury, nie wiem, nie znam jej na tyle, aby to potwierdzić…

Pewne natomiast jest to, że autorka szuka drogi przekazu swoich myśli, refleksji i emocji w odcieniach koloru czarnego. Kolor czarny powoduje koncentrację w poszukiwaniach istoty rzeczy. Temat, czy problem jest zasygnalizowany mocnym przekazem. Tło czarne lub szare pochłania i zawiera resztę problemów. Problemy to ból, samotność ale też determinacja i ,,szał uniesień’’. Wszystko to składa się na dramaturgię i głębię obrazów Dadury.

W obecnych czasach pandemii ma to wyjątkową wartość i nabiera dodatkowych znaczeń. Czerń – czas zarazy, czas gniewu, czas buntu… Koniec świata – blackout (awaria systemu elektroenergetycznego) ale też awaria w naszym myśleniu, w naszych emocjach i doznaniach, a także awaria w stosunkach międzyludzkich. Czerń – doprowadza nas do stanu zamyślenia i refleksji nad otaczającym nas światem. Jest przestrogą i groźbą w kwestii ochrony środowiska, które na naszych oczach popada w ,,czarną otchłań’’. Ratujmy je, ratujmy siebie samych. Obrazy mówią o ciągłej walce człowieka z samym sobą, z drugim człowiekiem i wszelkimi przeciwnościami losu na naszej niepewnej i kruchej ścieżce życia…

Warto zatem dokładniej przyjrzeć się obrazom Karoliny, może pomogą nam w odnalezieniu samego siebie i pomogą wyciągnąć odpowiednie wnioski…

Krzysztof Koniczek ( malarz, kurator wystawy „Tak dużo…tak mocno”)

W mojej twórczości przede wszystkim ważne są dla mnie stany psychiczne i emocjonalne, oraz problemy egzystencjalne, które są ściśle z nimi powiązane. Prace często mówią o tematach niewygodnych i przemilczanych, o których ciężko jest mówić i o których trudno jest rozmawiać.

Staram się uchwycić za pomocą fizycznej formy metafizyczną istotę ludzkiego życia.

Nie mniej istotne w moich rzeźbach lub grafikach jest także dziedzictwo, jego szerokie pole interpretacyjne, a także jego ewolucja i deewolucja.

Ważne jest dla mnie również, żeby stworzyć unikatową więź między artystą, dziełem, a odbiorcą, która jest niepowtarzalna dla każdej indywidualnej relacji i która zakłada nieskończoność różnorodności percepcji.

Technikami, jakimi się posługuję najczęściej, są: destrukcja i dekonstrukcja, korozja, synteza oraz przetworzenie. Materiały, w których najlepiej się odnajduję to: metal (drut stalowy), ceramika, żywica, sztuczny kamień i spraye.

W rzeźbach najczęściej można zaobserwować figuracje oraz jej przetworzenie: realizm i nadrealizm. Z rysunkiem jest natomiast trochę inaczej, ponieważ zawiera więcej metafory i mniej dosłowności.

Obie dziedziny łączy jednak szerokie interpretowanie otaczającej nas rzeczywistości, ukazywanie jej w różnorodny sposób przy użyciu rozmaitych środków formalnych.

Roland Kościółek

W swojej twórczości rzeźbiarskiej Roland Kościółek czerpie inspiracje ze świata fantastyki, science fiction, sięga do postapokaliptycznych wizji przyszłości. Oglądamy zatem poczet przedziwnych kobiet, uwiecznionych w ceramicznych popiersiach: Old Lady, której nienaturalnie wydłużona czaszka przywodzi skojarzenia z przybyszami z kosmosu, znanymi chociażby z kultowej serii filmów Ridley’a Scotta, Apo Lady – zmutowana postać, oddychająca przez futurystyczny aparat tlenowy, łysa, z wystającym kręgosłupem. Ale jest też przecież i Lady Punk – która, jakby na przekór buntowniczej nazwie, czaruje widza spokojem, gracją, fizycznym pięknem rysów i pozą pełną gracji i melancholii.

Niezwykle istotnym elementem formy rzeźb Rolanda Kościółka jest ich dekoracja malarska. Każdy z modeli malowany jest w unikatowy, często bardzo ekspresyjny sposób. Użyta paleta barwna, rozkład plam, ekspresyjne ułożenie kropek całkowicie zmieniają wymowę, sens i wydźwięk figur, sprawiając, że stają się one obiektami otwartymi na bardzo różnorodne, nieraz osobiste interpretacje odbiorcy.

Marcin Krajewski

„Sztuka jest dla mnie zabawą. Gdyby było inaczej przestałbym to robić. Żadnego przymusu!
Dzięki temu czuję się jak duży chłopiec. Ta ciekawość, co będzie dalej… Zafascynowanie tym, jak się wyłania znikąd zupełnie nowa rzecz i nabiera coraz doskonalszych kształtów… Uczenie się – na przykład, że bardzo ważną umiejętnością jest umieć powiedzieć stop i nie ulec pokusie wiecznego poprawiania. Sztuka, ta plastyczna jest o tyle ciekawa, że efekt widzisz od razu. Filmowi czy książce musisz jednak poświęcić dużo czasu, a oglądając obraz po prostu widzisz: jest dobry albo nie”.

Radek Sowiak [Kalendarium artystyczne Radosława Sowiaka], red: J. Puchacz, tekst; Maciej Cholewiński, Łódź 2017, s. 21-24.

„Tworzyć zacząłem dość późno. Pierwsza praca powstała w 1986 roku, nazywała się „bez tytułu”. Jak bym ją opisał? Robiłem później takie książki z drewna, niewielki format, „kartki” wyklejane ilustracjami z ksero i stemple jako czcionka drukarska. Ta pierwsza praca była właśnie taka: dwie „kartki” z deski, połączone ze sobą jak dyptyk. Wystemplowałem napis „Ogólnopolska Aukcja Dzieł Sztuki na rzecz NSZZ Solidarność”, nazwiska artystów biorących w niej udział i nasze zdjęcia odbite na ksero. (…)
Prace zobaczył Andrzej Bonarski, powiesił je na ścianie i orzekł: „Rób większe”. No to kupiłem większe deski, nowy zestaw stempli – pierwszy obraz wyszedł nadzwyczajnie (…)
W 1988 roku pierwsze „świnki” [obrazy, których motywy – figury geometryczne powstały przez wielokrotne ostemplowanie powierzchni obrazu – M.Ch.] i nie traktowałem tego jakoś specjalnie poważnie. Pierwsze z obrazów kupił właśnie Bonarski. Mówił na nie „tapety”. Inspiracją był konstruktywizm (…)
W 1988 roku zorganizowałem moją pierwszą wystawę indywidualną w nieistniejącej dziś Księgarni Akademickiej (…) Pokazałem na niej właśnie „Zwierzęca geometrię”. Przyszło dużo ludzi (…) Robakowski nakręcił film, który mi podarował (…)
W 2001 roku zrobiłem jeszcze parę abstrakcyjnych rzeczy Zainspirowany zamachem na World Trade Center i zamilkłem, aż w 2004 roku umarł Niemen. Pamiętam dziennikarza, który w jakimś programie, biorąc w dwa palce ułożone na sobie wszystkie płyty kompaktowe Niemena podsumował jego życie: „Oto cały dorobek artysty”. (…) Wtedy postanowiłem, że zaczynam działać.
Zacząłem malować na poważnie: obrazy olejne z przyklejanymi elementami. Około 2007 roku (…) znów pojawił się w moim życiu Andrzej Bonarski. (…) Bonarski powiedział – Niech Pan zacznie wystawiać w Rempexie … No i poszło. Do tej pory sprzedałem 130 obrazów”.

Radek Sowiak [Kalendarium artystyczne Radosława Sowiaka], red: J. Puchacz, tekst; Maciej Cholewiński, Łódź 2017, s. 21-24.

OFERTA GALERII

KATALOG W PDF

 

Bo choćby człowiek w nic nie wierzył, zdarzają się w życiu chwile, kiedy wyznaje się tę wiarę, której świątynia stoi najbliżej”.

Victor Hugo, „Katedra Marii Panny w Paryżu”

Pozycja artysty zmieniła się. Sztuka jest autonomiczna i autoteliczna. Mimo to, być może właśnie dziś najmocniej przepełniona pozostaje przeczuciem metafizyczności. Niegdyś anonimowi ludzie stawiali katedry na cześć Boga, dziś konkretni artyści (przy pomocy koloru, gestu, faktury, linii, plamy itd.), stawiają kolejne pomniki: samym sobie, ideom, narodom, bohaterom, bogom, sztuce…

Nie ukrywam, że blisko mi do koncepcji twórczości, która wyrażać ma ważne treści. Nie są mi obce wątki metafizyczne i wprost religijne. Spuścizna chrześcijańska jest dla mnie niewyczerpalnym źródłem inspiracji. Pracuję jednak tak, by wydobywane przeze mnie jakości artystyczne miały swoją własną, a nie jedynie pochodną wartość.

W ostatnim czasie na moich obrazach i rysunkach na dobre rozgościł się motyw gotyckiej katedry, który w mojej głowie tkwi zresztą już od dzieciństwa. Moją intencją jest ukazanie architektury zmagającej się z próbą czasu; katedry, która mimo zachowania pełni majestatyczności, pozostaje często dla obojętnego człowieka tylko reliktem przeszłości i nie spełnia już swoich podstawowych funkcji. Swoją wielowarstwową metodą malowania metaforycznie wpisuję w fakt rozrastania się i nagromadzania w katedrach różnych stylów. Świątynie naznaczane były przez liczne przebudowy i rozbudowy, a moje płótna pokrywane są kolejnymi warstwami farby, werniksu, lakieru. Analogia nie jest jednak zupełna. Elementy katedr powstawały przez wieki, a moje obrazy zmieniają się często w ciągu jednego dnia, nie pod wpływem powolnego procesu społecznego, lecz pod wpływem chwilowej emocji lub dojrzewającej refleksji autora. Stając wobec płótna czuję się jak człowiek podejmujący się zadania podobnego do pracy właściwej budowniczym katedr. Tak jak oni muszę rozstrzygać, w jaki sposób rozświetlić monumentalną budowlę. Muszę zadecydować, jak opowiedzieć o sacrum, które ma zarówno fascynować, uderzać nieoczywistością, jak i niepokoić tajemnicą. Zależy mi na oddaniu uczucia, które towarzyszy człowiekowi przechodzącemu ze świata codzienności w miejsce, które nie powinno być skażone doczesnością, gdzie może zachwycić się, odpocząć. Przekraczając próg budowli sakralnej, wierny znajduje się w czasie i przestrzeni innej niż w codziennym życiu. Moim celem jest tworzenie sztuki autentycznej, przekonywującej, otwierającej, zapraszającej do kontemplacji Dobra, Prawdy, Piękna.

Dawid Masionek

Można śmiało powiedzieć, że Dawid Masionek to reprezentant bardzo klasycznego podejścia do sztuki. Jakby na przekór zapewnieniom Lyotarda, że wielkie metanarracje definitywnie upadły, jego propozycja artystyczna tworzy spójną, monumentalną wręcz opowieść o poszukiwaniu obiektywnych (nie tylko estetycznych) wartości.

Mimo silnego przywiązania do tradycji, artysta nie pozostaje jedynie jej biernym kontynuatorem. Przeciwnie, wykazuje się postawą aktywną: nie stroni od eksperymentu z materią malarską, długo eksploruje wybrane wątki, poszukując w nich tego, co zupełnie nowe, świeże, nieodkryte. Tak też odbierać można ostateczny wydźwięk obrazów Dawida – są aktualne, nowoczesne, dalekie od sentymentalnej próby ucieczki w przeszłość. Być może stanowią jedną z tych propozycji młodego pokolenia, która byłaby w stanie naruszyć Baudrillardowskią pewność, że sztuka nie ma już nic do powiedzenia?

Jak przyznaje artysta, motyw katedry jest dla niego pretekstem do podjęcia artystycznych rozważań o Dobru, Prawdzie i Pięknie. Wydaje się jednak, że tego typu deklaracje nie stanowią na drodze do interpretacji podpowiedzi koniecznej. W pracy malarskiej i rysunkowej twórca opowiada o Absolucie w sposób nienachalny, subtelny, nie nazbyt narracyjny, a jednocześnie sugestywny. Głównym medium pozostaje język artystyczny, pozawerbalny. W obrazach olejnych szczególnie pociągająca wydaje się wyraźna faktura. Płótna opracowywane przy pomocy szpachli dźwigają na sobie wiele przenikających się warstw farby. Choć pozbawione są dosłowności gotyckiej ornamentyki, powstająca w trakcie długiego procesu materia malarska przyciąga wzrok swoją nieoczywistością – szpetna z jednej strony mieni się wielością blików świetlnych pokrywających bruzdy, nierówności, zadrapania. Ekspresyjne, ciekawe kolorystycznie malarstwo artysta uzupełnia działalnością rysowniczą – tutaj pozwala sobie na misterną pracę ze szczegółem oraz pewną dozę liryki i oniryzmu.

Oprócz dużego szacunku do warsztatu – biegłości malarskiej w zmaganiach z płótnem i pewnej ręki w pracy z papierem – imponuje w działalności artysty szerokość horyzontów po które sięga. Czerpie nie tylko z pokładów emocjonalnych, ale też duchowych i intelektualnych. Odwołuje się do szeroko rozumianych tekstów kultury, od architektury po literaturę (zarówno piękną jak i naukową) oraz ikonografii chrześcijańskiej, co nie przeszkadza mu w kreacji unikatowego, charakterystycznego języka plastycznego. Jako młody artysta i teolog w jednej osobie, zdaje sobie sprawę z tego, jak trudne zadanie przed sobą postawił. Podjęcie się próby mówienia o sacrum poprzez doskonałość formalną należy przecież traktować jako akt niemałej odwagi.

Katarzyna Kabzińska-Masionek

filozof, magister sztuki (żona artysty)

…Wszechogarniający błękit tego krajobrazu był niesamowity, nie dawał spokoju, nasycał pozytywną energią. Pod jego wpływem umysł wypełniał się żywym turkusem, był on wszędzie, też pod zamkniętymi powiekami. Energetyczny i krystaliczny kolor zagarnia całe płótno, pozwala utonąć w gorącym błękicie…

…Rozległa i otwarta przestrzeń wokół napełnia niesamowitą lekkością i wypełnia cały umysł. Człowiek rozpływa się w głuchej ciszy albo wiatr rozrywa go na drobne cząsteczki. Mam nieodparte uczucie głębokiego spokoju, oddechu i wewnętrznej wolności. Nastrój ten buduje szczególnie doświadczenie Tatr. Zadni Staw zapadły w nieustępliwej skalnej kolebce, w cieniu Kołowej Czuby, jawi się jak niezmiernie cudowny szlachetny kamień. Kontrast faktur, roślin, topornych struktur skalnych, gładkiego lustra wody stwarza ogromne napięcie i emocjonalne i wizualne…

Na pytanie o inspiracje od razu odpowiem natura, a główny motyw malarski to pejzaż. Zainteresowanie to zarysowuje się już w latach kształcenia w liceum plastycznym, a towarzyszy mi do dzisiaj. Niesamowita kolorystyka pejzażu, zmienność oświetlenia, przemijanie gam barwnych pór roku, ale i fizyczne odczucie zmęczenia, ciepła, zimna czy wilgoci to właśnie niekończąca się inspiracja. Pracując, interesuję się zależnościami kolorystycznymi oraz wypracowaniem struktury, tkanki malarskiej na płótnie. Kompozycje formalne i kolorystyczne, które daje mi sama natura często przenoszę bezpośrednio na płótno, oczywiście wybierając odpowiedni dla mnie kadr. Pokazuję fragmenty, przez co chcę zatracić odniesienie do rzeczywistości. Kadrując świadomie wypłaszczam i gubię perspektywę, nie jest ona dla mnie najważniejsza. Często odwołuję się do nastroju i emocji.

Uprawiam malarstwo, gdzie wyczuwalne są ruch, dynamika, spontaniczność i kolor. Uwielbiam plastyczność farb olejnych, głębię werniksu, laserunki i stłoczenie farby. Oddana jestem tej technice, choć podczas wycieczek w góry i podróży szkice powstają na papierze w pastelu olejnym.

Kinga Wnuk-Moskalska

Nie ulega wątpliwości, że natura stanowi niewyczerpane źródło inspiracji dla Kingi Wnuk-Moskalskiej. Artystka tworzy impresyjne pejzaże, ukazujące piękno polskiej scenerii. Oglądamy więc, jakże znajome, zaśnieżone szczyty Tatr, mazurskie jeziora, pobłyskujące błękitem czy linię horyzontu, oddzielającą wzburzone fale Bałtyku od bezkresnej połaci nieba. Warto jednak zwrócić uwagę, że nie jest celem artystki fotograficzna dokumentacja rodzimej przyrody. W swoich obrazach zamyka ulotny nastrój chwili, tworzy zapis zmiennych warunków pogodowych, ukazuje uczucia, jakie wzbudza w niej zetknięcie z naturą. Dzięki temu powstają obrazy bardzo osobiste, niezwykle nastrojowe, przepełnione liryzmem, obnażające niezwykłą wrażliwość artystki na otaczającą ją rzeczywistość.

W obrazach Kingi Wnuk-Moskalskiej najważniejszą rolę odgrywają kolor i światło Na szczególną uwagę zasługuje mistrzostwo z jakim malarka posługuje się tymi dwoma środkami wyrazu aby kształtować impresyjną, lekką, tak charakterystyczną formę swoich płócien. Artystka stosuje nieoczywiste kadry, upraszcza, dążąc do minimalizmu redukuje zbędne elementy przedstawiania. Malarski świat Kingi Wnuk-Moskalskiej, stworzony ekspresyjnymi ruchami pędzla, rozpływający się w rozbryzgach farby, spływający zaciekami, otulony fakturą farby stopniowo traci swoją realność i namacalność. Co jednak niezwykle istotne, choć obrazy artystki niezwykle często zbliżają się do abstrakcji, to jednak nigdy nie tracą całkowicie związku z rzeczywistością przedstawieniową. Szkicowo zarysowane kształty, sugestywne tytuły płócien pomagają odbiorcy rozpoznać faktycznie istniejące na mapie Polski miejsca.

Marcin Krajewski

Maluję pejzaże.

Maluje rzeczywistość, która mnie otacza. Maluje rzeczy które znajdują się dookoła mnie. Rzeczy z pozoru oczywiste, lecz często niezauważane.

Czasami dokumentuję tylko pewną scenę. Innym razem próbuje wynajdywać najbardziej pomijalne, pozornie nieciekawe fragmenty i umieszczać je w centrum uwagi. Zdarza się, że w moich pracach zawarta zostaje pewna kompozycją, wzór światła i cieni, kształtów i form, kolory i kontrasty. Czasami jednak wystarcza sama powierzchnia – ziemia, pole ze śniegiem, odbicie na wodzie. Wyzwaniem, które przed sobą stawiam, jest dostrzeżenie detalu w minimalistycznej kompozycji. Aby to osiągnąć wykorzystuję w swoich obrazach fakturę – długie, grube, wystające pociągnięcia farby – dla podkreślenia kształtu i zaakcentowania koloru.

Zrobiłam dyplom z tkaniny artystycznej. W czasie swoich studiów pracowałam z tekstyliami i nićmi. Cały czas próbuje łączyć te umiejętności z malarstwem. To właśnie dlatego faktura na moich obrazach przypomina układ nici na krośnie. Jak gobelin, utkany farbami na płótnie.

Moim celem jest namalowanie obrazu, który nie będzie jedynie szkicem czy etiudą, lecz starannie przygotowanym, przemyślanym dziełem sztuki.

Podobnie jak gobelin.

Olena Horhol

Najbardziej charakterystyczną cechą obrazów Oleny Horhol jest z pewnością ich wyraźna, chropowata faktura. Widzowi niezwykle trudno jest oprzeć się pokusie, by wejść z nim w kontakt fizyczny, poznawać je nie tylko zmysłem wzroku, lecz również dotyku. Odbiorca pragnie wodzić palcem po zgrubieniach farby, poczuć na opuszkach nierówności, wypukłości i wklęśnięcia, z których utkana jest kompozycja. To słowo – „utkana” – pojawia się tu nieprzypadkowo. Źródeł użycia tej charakterystycznej, ekspresyjnej metody malarskiej możemy bowiem szukać w wykształceniu i praktyce artystycznej Oleny Horhol, która ukończyła studia z dziedziny tkaniny artystycznej.

Obrazy artystki zaliczyć można z pewnością do kręgu współczesnego malarstwa pejzażowego. Olena Horhol dokonuje jednak bardzo charakterystycznej, osobistej interpretacji tego wiekowego, często podejmowanego w sztuce tematu. Jej kompozycje są minimalistyczne, syntetyczne. Czasem w jej obrazach rozpoznajemy linię horyzontu, bezkres pustego nieba i pokrytej śniegiem ziemi. Brak tu zbędnych detali, kompozycja jest czytelna, czysta, uspokojona. Częściej jednak zdarza się, że artystka przedstawia wyłącznie rośliny – bujne, mieniące się wieloma kolorami krzewy, zbudowane z podłużnych, wypukłych pasm materii malarskiej. W tych syntetycznych płótnach nawiązania do otaczającej nas rzeczywistości są bardzo dalekie. Obrazy te stają się otwartą przestrzenią, w której artystka przeprowadza eksperymenty formalne zbliżające jej sztukę do świata abstrakcji.

Marcin Krajewski

KATALOG W WERSJI PDF

Niewiele miejsca pozostaje dla klasycznego malarstwa w dobie twórców poszukujących i próbujący przekroczyć jego granice. Na szczęście wśród współczesnych malarz można odszukać również takich, którzy cenią dawnych mistrzów pędzla i skupiają się na kontynuowaniu tradycji w sztuce. Wśród nich znajduje się Wojciech Piekarski, który tworzy pejzaże, weduty, martwe natury czy akty.
W dobie abstrakcjonizmu, instalacji, i wykorzystywania nowych mediów w sztuce, artysta zdecydował o tym, że to właśnie wizerunku natury będą dla niego głównym tematem płócien. Wojciech Piekarski, wykorzystując tradycyjną technikę i formę malarską, obrazuje piękno polskiego krajobrazu w czasie zmieniających się pór roku. Podobnie jak młodopolscy malarze, portretuje przyrodę poddającą się nie tylko sezonowym przemianom, ale również uwiecznia jej codzienny rytm rządzony przez wschody i zachody słońca. W każdym płótnie Wojciecha Piekarskiego można dostrzec nostalgię mglistego poranka, radość południowej ferii słonecznych barw czy spokój nadchodzącego wieczoru.
Płótna Wojciecha Piekarskiego przedstawiające martwe natury, to doskonały przykład wybitnego warsztatu artysty. Podobnie jak holenderscy mistrzowie martwych natur, Willem Kalf, Willem Claesz Heda czy hiszpańscy jak na przykład Francisco de Zurbarán, Wojciech Piekarski maluje precyzyjne i pozornie nieożywione kompozycje, które są jednak pełne ukrytej treści. W przypadku dawnych mistrzów kompozycje te miały często wydźwięk wanitatywny. Z kolei obrazy Wojciecha Piekarskiego wydają się być pochwałą życia i hołdem dla natury obdarzającej człowieka swoimi plonami – soczystymi jabłkami, pełnymi smaku winogronami czy słodyczą pomarańczy.
Wojciech Piekarski maluje również akty i portrety. Płótna te cechuje niemal fotograficzny realizm, oraz podobnie jak pozostałe dzieła artysty, niezwykła pewność ręki w prowadzeniu pędzla. Swoboda z jaką malarz buduje anatomiczne układy ciał budzi podziw. Podobnie jak delikatny, można powiedzieć sztafaż, zawarty w kompozycji czyli draperie, którymi osłonięta jest, lub na tle których siedzi modelka. One same, mogłyby stanowić dzieło sztuki. Miękkość lub wręcz przeciwnie sztywność namalowanej tkaniny, jej załamania a nawet zagniecenia oddane w płótnach Wojciecha Piekarskiego są dowodem najwyższego kunsztu artysty, który dopracowuje dzieło w każdym, nawet najmniejszym detalu.

Zespół Pragalerii

Ważną rolę w mojej twórczości odgrywa intuicja, a inspiracje do tworzenia czerpię z własnych doświadczeń, obserwacji i przeżyć. Kiedy maluję, staram się przedstawiać pewną historię. Nawiązuję do ludzi mi bliskich, rzeczy, które usłyszałem, do doświadczeń, które przeżyłem. Sceny życia codziennego pokazują mi rzeczywistość przez pryzmat czegoś niezdefiniowanego, dynamicznego, pełnego groteski i absurdu, gdzie prawdziwe zachowania ludzi są tak naprawdę skryte pod pewnego rodzaju maską. Postacie śpią, siedzą, lunatykują, uciekają z obrazu albo stapiają się z tłem, są monochromatyczne i kolorowe, zdeformowane i proporcjonalne. Dlatego moje obrazy pełne są figuracji, która przeplata się z płaszczyznami abstrakcyjnymi obfitującymi w geometrię. Ekspresja i kolor to najbardziej widoczne cechy w moim malarstwie. Dynamiczne ruchy pędzla pozwalają na nieograniczoną wolność i wiele możliwości a efekt końcowy zawsze jest trudny do przewidzenia. To pozwala mi wyrażać siebie, jest osobiste i autentyczne.

Tobiasz Frączek

 

W twórczości Tobiasza Frączka widać wpływy George’a Grosza oraz Willema de Kooninga. Świeże, wibrujące kolory oddziaływają na siebie tworząc akcenty kolorystyczne. Ekspresja dzieł w całości wypełnia przestrzeń, w której się znajduje. Detale abstrakcyjno-figuratywne przyciągają uwagę odbiorcy, zmuszając go do refleksji i głośnego wyrażenia swojego zdania, które na dzisiejszej „arenie świata” jest znaczące. Kontury w jego kompozycjach pozostają otwarte. Zabieg ten wywołuje wrażenie wzajemnego przenikania się tła i figur. Efekt obrazów wzmacnia używanie przez Tobiasza ciepłych, „krzykliwych” barw wprowadzając odbiorcę w oniryczny nastrój przesycony poczuciem zagubienia. Artysta w pełni realizuje swoją misję twórczą: wzrusza, wstrząsa i zachwyca.

Dobrawa Kowalska – mgr historii sztuki