Pragaleria – Galeria na Pradze

Pragaleria

Stalowa 3, Warszawa

Moim artystycznym motto jest zdanie: „wolność to możliwość wyboru”. W twórczości artystycznej odnajduję zarówno jedno jak i drugie. Malarstwem i fotografią zajmuję się właściwie od zawsze . Moje bułgarskie korzenie, pamięć południowych smaków, zapachów, barw i ludowej, bałkańskiej muzyki prawdopodobnie wpływa na to, iż moje artystyczne poszukiwania idą
w kierunku ostrych rozwiązań kolorystycznych i mocnych, energetyzujących kontrastów. Staram się prowokować widza do odszukiwania w moich pracach jego własnej wolności
i energetyzujących tęsknot. (…) Malując poznaję siebie. Chyba brzmi to banalnie, ale tak jest. Poznaję tą Ewę, którą życie próbowało ograniczyć. Szukam i odnajduję radość z nowych, twórczych doświadczeń, emocje związane z eksperymentem i nowymi technikami malarskimi. Z każdym eksperymentem pojawia się nowa Ewa
i nowy poziom twórczych doznań.

Ewa Najdenow

Widz, który uważnie prześledzi malarską twórczość Ewy Najdenow, z pewnością dostrzeże niezwykłą różnorodność tematów i form tworzonych przez nią płócien. W jej bogatym portfolio znajdziemy
zarówno impresyjne pejzaże (cykl „Utkane z Traw”), przedstawioną w sposób uproszczony, syntetyczny, nagą postać ludzką (ukazującą nam świat przeżyć wewnętrznych, skomplikowanych i często gwałtownych, sprzecznych emocji, które targają każdym z nas – cykl: „Kontrasty emocjonalne”) jak również monochromatyczne kompozycje w których wycinki świata natury umieszczone zostały
w wyizolowanym, sztucznym otoczeniu (cykl „System”). W ostatnim jednak czasie Ewę Najdenow szczególnie zajmują artystyczne poszukiwania nowych rozwiązań i środków formalnych wywiedzionych ze sztuki abstrakcyjnej. W ich wyniku powstają pełne nasyconych barw, niepozbawione humoru (co widoczne jest chociażby w tytułach obrazów) kompozycje, ujęte m.in. w cyklu: „Taka sytuacja”. Artystka w sposób niezwykle przemyślany łączy ze sobą na powierzchni płótna geometryczne, płaskie kształty, przeplata je i łączy ze sobą przy pomocy cienkiej, wijącej się, esowatej linii, zestawia ze sobą nasycone, kontrastowe barwy, układa obok siebie płaskie plamy i komórki wypełnione wzorami. Uważne oko obserwatora dostrzec może czasem w tym gąszczu również drobne elementy, rozpoznawalne fragmenty wywiedzione ze świata przedstawieniowego, które naprowadzać mogą widza na właściwą interpretację dzieła.

Malarstwo Ewy Najdenow jest z pewnością bardzo osobiste. Odnajdziemy w nim radość, płynącą z tworzenia, poczucie wolności, jakie daje artystce akt kreacji, potrzebę ekspresji, wyrażenia siebie, dzielenia się z innymi cząstką własnych przeżyć, doświadczeń, emocji. Ta bezpretensjonalna szczerość wypowiedzi artystycznej powoduje, że wszystkie jej płótna, niezależnie od ich tematu czy sposobu kształtowania formy, tworzą razem niezwykle spójny zbiór.

Marcin Krajewski

Dzikość barwy i nieokiełznana forma w obrazach Pawła Zakrzewskiego, to wyraz niemal pierwotnych potrzeb estetycznych człowieka. Równocześnie zdaję się, że malarz podkreśla ten fakt instynktownie, koncentrując swoją uwagę na tematach związanych z dawnymi plemionami, legendami, czy mikroorganizmami. W obrazach Pawła Zakrzewskiego można znaleźć nie tylko feerię intensywnych tonów, czy niemal naukowe podejście do biologii, wierzeń i studiów etnologicznych. Posiadają one również ludyczny charakter i podobnie jak samego artystę, cechuje je niezwykłe poczucie humoru wyrażone choćby w tytułach prac.

Wraz z narodzinami ekspresjonizmu malarstwo przestało posiadać jedynie akademicki paradygmat. Sztuka stała się nieokiełznana, a twórcy kolejnych nurtów artystycznych mogli śmiało decydować czy chcą przekraczać jej kolejne granice. I tak, na przestrzeni ostatnich 120 lat część artystów wybrała swobodę w kształtowaniu – nie tylko swojej myśli, czy teorii artystycznej, ale również formy
i kompozycji. Dlatego, dzięki śmiałości m.in. fowistów, ekspresjonistów, artystów z kręgu Neue Wilde oraz polskich neoekspresjonistów sztuka może dziś wykraczać poza tradycyjne media, a do kanonu wykorzystywanych technik zalicza się nowe technologie, za które niegdyś uważano np. video. W malarstwie Pawła Zakrzewskiego – grafika i autora video-artu – wyraźnie widać ową nieskrępowaną chęć uczynienia z samego gestu artysty dzieła sztuki. W tym kontekście, stawia to malarza w tym samym, zaszczytnym gronie w którym znajdują się Jackson Pollock czy Marcel Duchamp.

Malarstwo Pawła Zakrzewskiego to żywioł, który wnosi do sztuki współczesnej pozornie prostą narrację, czy komentarz do aktualnej sytuacji społecznej. Artysta zestawia je z ekspresyjną formą wypowiedzi przywodzącą na myśl sztukę street-artu. Jego obrazy mogłyby funkcjonować w przestrzeni publicznej jako murale, a dzięki energetycznym barwom oraz wyrazistemu sposobowi malowania ciężko byłoby przejść obok nich obojętnie.

Lockdown, covid-19 i cały rok 2020 trochę przewróciły nam wszystkim w głowach… i w życiorysach… i w myślach… często też w uczuciach. Na krótko przed marcem 2020 wróciłam do lektury Kandinsky’ego. Powtórka z klasyki każdemu historykowi sztuki dobrze robi. I poza żółtym trójkątem, który zawsze bardzo sugestywnie na mnie działa, uderzyła mnie taka myśl: „Kolor to siła, która bezpośrednio wpływa na duszę”

Od zawsze kochałam się w kolorze, kolorystach i koloryzmach. W odpowiedzi na pytanie czym się zajmuję zawsze żartobliwie odpowiadałam, że jestem specjalistką od kolorów. I tak przyszedł ten czarny marzec 2020. Coraz czarniejszy był każdy kolejny dzień i miesiąc. Coś musiało wyrwać mnie z tej emocjonalnej szarzyzny, z tego codziennego lęku, który został w nas zaszczepiony, z tej niepewności, nudy. Kolorowe prace stały się formą terapii – eskapizmu od smutnej, pandemicznej rzeczywistości. Były wyrazem siły mojej duszy, która chciała czuć radość podczas tworzenia i dzielić się nią z odbiorcami. Cykl „Happiness” to wynik radości podwójnej – mojego wspaniałego czasu spędzonego nad litrami kolorów w pracowni nad garażem oraz chęci dzielenia się pozytywnymi, silnymi emocjami z tymi, którzy ich potrzebują. To kuracja dla dusz zmęczonych światem, takie kolorowe okienka, przez które można zobaczyć nadzieję, radość, śmiech. Każdemu w gruncie rzeczy potrzebne jest takie okienko – bo niezależnie od okoliczności, każdy z nas miewa szare lub nawet czarne dni. Pozwólmy wtedy kolorowi przejąć kontrolę i uleczyć rany, zasiać ziarenko radości – żółte albo różowe. Kolor uskrzydla moją duszę, daje jej siłę. Niech to samo zrobi dla Was! 

 

Ewa Jaros

 

Twórczość Ewy Jaros z pewnością usytuować można w długiej tradycji polskiego malarstwa kolorystycznego. Należy jednak podkreślić, że artystka nie czerpie inspiracji ze sztuki minionych dekad, nie spogląda z sentymentem na dzieła Wielkich Mistrzów. Jej malarstwo jest na wskroś współczesne i bardzo osobiste. Kolory, których używa, są ostre, jaskrawe, energetyczne, neonowe, pulsujące, niespotykane w przyrodzie – zupełnie, jakby artystka pragnęła za ich pomocą ukazać hałaśliwość i nigdy nie zatrzymujący się pęd otaczającego nas obecnie świata. 

Choć może to zabrzmieć jak paradoks, pomimo stosowania przez Ewę Jaros niezwykle ostrej, soczystej, atakującej zmysł wzroku odbiorcy palety barwnej, w jej obrazach odnajdujemy zaskakującą harmonię, pewien kojący ład, wynikający z niezwykle przemyślanego ułożenia elementów kompozycji oraz niespotykanego wyczucia koloru przez autorkę. Szerokie pociągnięcia pędzla, kształty geometryczne o miękkich konturach, wykonane przy użyciu szmaragdowych zieleni, neonowych róży, odblaskowych żółcieni i turkusów, ułożone na zasadzie kontrastu, w tak bliskim sąsiedztwie, powinny drażnić oko, wprowadzać widza w oszołomienie – jeśli nie rozdrażnienie. Tak się jednak nie dzieje. W niemal magiczny, niewytłumaczalny sposób Ewa Jaros w swoich obrazach zamyka pozytywną energię, chęć życia i radość – tytułową „Happiness” – którą pragnie dzielić się z odbiorcami jej malarstwa. Szczególnie wtedy, gdy czasy są mroczne a w naszym życiu zaczyna brakować pogodnych barw.

 

Marcin Krajewski

Jak zauważył Jacek Sempoliński: „ […] maluje się swoimi kompleksami, swoimi chorobami, swoim smutkiem, radością, humorem, całą swoją kondycją”. W malarstwie szukam pewnego znaku, który staje się elementem znaczącym w rozmowie z samym sobą, a czynię tak w pełni oddany materii koloru, szukania światła, głębi, pewnych napięć, kierunków, które stają się kośćcem obrazu, nabierają znaczenia wewnętrznego. Szukam znaczenia obrazu, jakie zapisujemy w pamięci, które zdają się trwać subtelnym istnieniem w eterycznym wspomnieniu. Barwa obrazu dostosowana jest do rodzaju emocji – raz kolory stanowią żywy wizerunek odczuć i refleksji, innym razem stonowana czerń i biel sprawia wrażenie zradykalizowane i statyczne. Figurze ludzkiej jawiącej się na moich obrazach nie ograniczam życia do jednorazowej egzystencji. Mam wrażenie, że daję jej swobodę działania. Jestem ciekaw, jak się zachowa w nowej dla niej sytuacji. Szukam w twórczości tego, co zajmuje mnie najgłębiej – postaci ludzkiej i jej egzystencji. Problematyka, w której ciągle się poruszam, to kondycja współczesnego człowieka, motyw ciała oraz wielorakie wymiary jego egzystencji. W przebiegu dotychczasowych poszukiwań artystycznych zauważyłem, iż praca nad tego typu obrazami wymaga ekspresji i wewnętrznego zaangażowania, które pozwala na przełamywania własnych ograniczeń i przybliża do doświadczenia tego, co niewidzialne i nieznane.

Łukasz Gil

O twórczości Łukasz Gila

Młody twórca, zafascynowany spuścizną malarską dawnych epok, dokonywał pierwszych wyborów artystycznych pod opieką swoich uniwersyteckich mistrzów, pozostając pod wpływem zarówno lirycznej poetyki obrazów Stanisława Białogłowicza, jak i dramatycznego realizmu kompozycji Tadeusza Boruty.

Łukasz zaczynał odmiennie niż większość malarzy – plastycznymi rozważaniami Pasji Chrystusa – które raczej zamykają i podsumowują biografie artystyczne dojrzałych artystów. Odwagę podjęcia tak wymagającego tematu na progu samodzielnej pracy twórczej połączył z pokorą modlitewnej refleksji, zamkniętej w oszczędnej, niemal monochromatycznej formie, zadziwiająco dojrzałej u tak młodego malarza. Przeżycie drogi krzyżowej pozwoliło mu na połączenie w kolejnych cyklach perspektywy eschatologicznej z pytaniami właściwymi młodości. Ukryty w swoich czarnych obrazach, stawia pytania o człowieka, jego kondycję i sens istnienia. Z kaligraficzną pewnością posługuje się cienką białą linią, wprowadza zniuansowane szarości, powołując do istnienia kształty i klimaty, w których każdy może odczytać zapis zarówno autobiograficznej refleksji autora, jak i odnaleźć ślady własnych niepokojów i zwątpień.

Łukasz z wielką ostrożnością, stopniowo wprowadza do swoich obrazów kolor: bądź w formie pojedynczych akcentów, bądź też większych plam, kładzionych jeszcze trochę niepewnie, tylko jako dopełnienie monochromatycznych struktur. Niekiedy są to już zaczątki barwnych opowieści, które z gwałtownością wyzwalają się spod dominacji przeważającej czerni. Wyjątkowo kolor wybucha z bezwzględną determinacją, a niecierpliwe ruchy pędzla w pośpiechu pokrywają ciemny podkład, zmieniając jednocześnie brzmienie bieli, której głuche tony obecne w monochromatycznych obrazach, nabierają dźwięczności w sąsiedztwie gorących cynobrów i ugrów.

Zapoznawszy się z dotychczasowym, niemałym już dorobkiem młodego artysty, warto zapamiętać jego nazwisko i śledzić dalszy rozwój tej niewątpliwie ciekawie zapowiadającej się osobowości twórczej.

Grażyna Ryba

Tematem moich prac jest miasto – wydaje się nim być jako konkret, ale to tylko złudzenie pierwszego wrażenia. Przedstawiam miasto jako pojęcie, a w zasadzie zobrazowanie pojęcia. Nadbudowane miasta przedstawione w moich pracach, gdzie budynek piętrzy się na budynku, są opuszczone, pozbawione jakiegokolwiek śladu człowieka. Prace te mogą być więc odczytywane w perspektywie braku, nieobecności czegoś, co zwyczajowo w mieście powinno być – czyli mieszkańców.
Pustka stała się integralną częścią moich prac, nieodzowną składową konstrukcji. Reakcje na ową nieobecność w pracach mogą być dwojakie: połączone z tragizmem lub stać się impulsem do aktywnego budowania interpretacji i poszukiwań nowego sensu. Za pomocą grafik kształtuję swój komentarz dotyczący widzianego świata oraz czekającej nas przyszłości. Nie są to dosłowne odwzorowania rzeczywistości lecz raczej plastyczna rekonstrukcja mająca na celu tworzenie indywidualnej wizji świata. Wizje te nie są zbyt przyjazne, wręcz przytłaczające. Miasta pozbawione są wszystkich tych cech, które gwarantują człowiekowi bezpieczeństwo. Trudno tu o rozpoznanie przestrzeni, orientowanie się w niej. Ciężki do zdefiniowania, mało czytelny, miejski obszar odbiera człowiekowi poczucie stabilności i komfortu. Określa się jako przestrzeń zagubioną (lost space). Pasaże i bramy, jedyne elementy ukazane jeszcze w ludzkiej skali, są symbolami przejścia z jednego stanu w drugi, granic między światłem a ciemnością, życiem i śmiercią, dobrem i złem, początkiem i końcem – niekoniecznie jednak obiecują one nadzieję. Dokąd mogą nas one zaprowadzić? Pozostawiam to wyobraźni i interpretacji odbiorców. Mam jednak nadzieję, że odsyłają one widza do głębszych i bardziej uniwersalnych treści i przemyśleń na temat współczesnego świata.

Opis technologii (prace pionowe 2019)

Każda z prac powstała z kilku matryc cynkowych i stalowych (od 6 do 9) drukowanych jednocześnie, ułożonych warstwowo na sobie. Dzięki temu udało mi się uzyskać delikatny relief w papierze, który służy spotęgowaniu efektu przestrzenności kreowanego obrazu.

Oskar Gorzkiewicz

ZOBACZ KATALOG W PDF

„Malarstwo Violi Tycz od początku konsekwentnie czerpie z estetyki plakatowej, posługuje się stylistyką uważaną przez strażników szlachetnych technik malarskich, za niemalarskie – biało-czarne kreski, rezygnacja z koloru, który używa do ostatecznej wizualnej pointy. Skrótowe, szybkie efekty wizualne zbliżają tę twórczość do Banksy’ego. Choć nie posługuje się szablonem, to forma, którą uzyskuje, jest do niego zbliżona. Estetyka obrazów Violi Tycz czerpie z zasobów popkultury. Łatwe do odczytania metafory tworzy w sprzeciwie do uznanych, mieszczańskich konwenansów „czystej sztuki”. Przerabia znane z historii sztuki obrazy, aby odczytać ich sens ponownie.
Cechą malarstwa Violi Tycz jest powiązanie sztuki i życia, co przejawia się w podporządkowywaniu formy funkcji, czyli odrzuceniu wszelkich dekorów na rzecz zrozumiałości. Wątek sprzeciwu wobec brutalnej, opresyjnej władzy, zawarła w ostatnim cyklu malarskim „Skorumpowane”, w którym wypowiada „wojnę” krępującym zasadom narzuconym kobietom przez system. W ten sposób Viola Tycz występuje przeciw społecznej niesprawiedliwości. Przedstawia najczęściej zniewolone przez system (?), prawo (?), własne poczucie obowiązku (?) kobiety; przykutych do łącz internetowych ludzi, okablowaną wolność jednostki, konsumpcjonizm czyniący z człowieka składową kodu kreskowego, lęki związane z przyszłością świata coraz bardziej niepewnego i obcego, samotność sterylnych pomieszczeń postmodernizmu.
Viola Tycz przewrotnie krytykuje rzeczywistość. Z jednej strony wykorzystuje chwyty marketingowe, żeby przyciągnąć uwagę widzów, zwłaszcza tych, którzy nie interesują się sztuką oraz mediami
w celu zakomunikowania treści krytycznych. Tym samym poddaje się mechanizmom popkultury, prawom kapitalistycznego rynku, gdzie wszystko staje się towarem, zwłaszcza sztuka, którą zwykło się traktować w dwóch kategoriach – „niska” i „wysoka”. Obecnie, ten podział, staje się płynny. Dzieła sztuki winny posiadać wartość artystyczno-poznawczą, jak również być medialne i popularne. Niczym „gwiazdy filmowe”.
Tym samym, malarstwo Violi Tycz, dążąc do krytyczno-poznawczej funkcji rzeczywistości, poprzez niemalarskie środki wyrazu, poprzez świadome odrzucenie szlachetnych technik malarskich, dzięki rezygnacji z efektownego koloru i skupieniu uwagi widza na konkretny punkt płaszczyzny, ostateczny akord wizualnego wyrazu, dąży tak naprawdę do stworzenia antyobrazu, antysztuki, pobudzeniu widza do emocji, choćby była to emocja związana z negacją jej sposobu wyrażania świata. Ta postawa artystki jest bardzo zbliżona do streetartowego pojmowania sztuki, jako pola walki z systemem. Ale Viola Tycz po swojemu, autonomicznie rozgrywa tę walkę. Jest delikatna, szalenie kobieca, a zarazem silna i nie idąca na kompromisy twórcze. Przefiltrowuje przez własną wrażliwość niezadowolenie społeczne i trafnie zamyka je w ramy obrazu. Cykl „Skorumpowane” jest, między innymi, przykładem twórczości, która pragnie wyrazić swój sprzeciw niesprawiedliwości społecznej,
a zarazem, przedstawia prawdy uniwersalne, że wszyscy jesteśmy w coś uwikłani, że ktoś pociąga za sznurki, ktoś nas korumpuje, wiąże naszą wolność i nigdy nie uciekniemy od tego systemu. Choćby ta ucieczka była eskapizmem w sztukę”.

Henry Klein (profesor sztuki w Los Angeles, Valley College, artysta grafik)

Szczęśliwy musi być człowiek, który w gonitwie za najpiękniejszym dniem życia, z każdego dnia potrafi wynieść coś dobrego. Bliskość drugiej osoby czy chwila relaksu to rarytasy, których często nie doceniamy. Momenty codzienności, sztuka szukania radości w zwykłych czynnościach – to właśnie staram się ukazać w moich obrazach.

Anna Oleszkiewicz

Niezwykle rzadko spotyka się dziś malarstwo tak bezpretensjonalne, przepełnione pozytywnymi emocjami i dobrą energią, emanujące szczerą radością życia jak to, które tworzy Anna Oleszkiewicz. W szaleńczym pędzie nowoczesnego życia zbyt często zapominamy o tym, aby na chwilę się zatrzymać, docenić bliskich nam ludzi, pozwolić sobie na pozbawioną zmartwień chwilę relaksu. Obrazy Anny Oleszkiewicz to niezwykle intymne, pełne ciepła ilustracje scen z życia codziennego. Ojciec z czułością tulący do piersi dziecko, wspólny spacer zakochanych, błogi odpoczynek nad brzegiem morza. Choć nie są to monumentalne kompozycje (zarówno pod względem formatu płócien, jak również treści) to jednak mają niezwykły, kojący wpływ na odbiorcę.

Oglądając obrazy Anny Oleszkiewicz trudno nie poczuć szczerej sympatii do przedstawianych przez nią bohaterów. Choć obserwujemy bardzo prywatną sferę ich życia, to jednak, co niezwykłe, nie mamy poczucia, że jesteśmy nieproszonymi gośćmi, wścibskimi podglądaczami. Zupełnie jakby nakreślone dłonią malarki postacie pragnęły podzielić się z nami choć odrobiną ich szczęścia, zaprosić do wspólnego przeżywania radosnych momentów. Nie bez znaczenia jest tu również bardzo charakterystyczny styl artystki, unikatowy sposób kształtowania przez nią formy dzieła. Paleta barwna jest radosna, rozwibrowana, pełna ostrych, lecz nie agresywnych kolorów. Plamy koloru położone są często płasko. Ludzkie sylwetki, przedmioty i otaczająca je sceneria ulegają pewnej syntezie, uproszczeniu i bardzo charakterystycznej geometryzacji. Dzięki takim zabiegom, stosowanym przez artystkę, jej obrazy przypominać nam mogą kolaże, ilustracje do książki. Jednak to nie forma dzieła jest tu najważniejsza, nie ona sprawia, że kompozycje te odznaczają się tak niezwykłą, bajkową, odrealnioną atmosferą. Trudno bowiem oprzeć się wrażeniu, że Anna Oleszkiewicz tak naprawdę portretuje swój prywatny mikrokosmos, maluje rzeczywistość znajdującą tuż obok niej, a na bohaterów swoich płócien zerka co chwila znad sztalugi oczami pełnymi miłości – co w jakiś magiczny sposób zapisuje się w materii powstającego obrazu.

Marcin Krajewski

 

Tworzę odkąd pamiętam. Od dziecka lubiłem prace plastyczne i manualne. Z czasem pojawiały się poważniejsze materiały i śmielsze wykonania. Codzienne szlifowanie warsztatu w domu i na kursie przygotowującym na studia. W końcu kierunek artystyczny, wybór specjalizacji – malarstwo i obrona dyplomu aż do dzisiejszych poszukiwań własnego stylu i miłośników tego, co robię.

Sztuka współczesna to bardzo różnorodny i często trudny do jednostronnego określenia nurt. W moim przypadku jest to połączenie kierunków: realizmu, abstrakcjonizmu geometrycznego i figuratywizmu. W mojej sztuce jest również coś z kierunku arte povera – raz minimalistycznego w środkach, pozostawienie niezamalowanego, surowego płótna, kiedy indziej bogatego w detale, wielokolorowego i nasyconego kształtami. Nie trudno znaleźć również powiązania z pop-artem, gdzie przedmioty codziennego użytku pełnią ważną rolę i street artem, który widzimy na ścianach budynków naszych miast.

Paweł Porada

Malarstwo Pawła Porady charakteryzuje się szczególną, uwodzącą widzów od pierwszego wejrzenia, subtelnością i elegancją. Artysta przedstawia stylizowane, pełne wdzięku wizerunki kobiet i mężczyzn (często w otoczeniu symbolicznych atrybutów), które – choć dalekie od realizmu – wykazują cechy portretu psychologicznego, ujawniają zainteresowanie twórcy stanami psychicznymi, głęboko ukrytymi emocjami ukazywanych postaci. Skąd bierze się ta niezwykła atmosfera obrazów Pawła Porady? Być może odpowiedź znaleźć można w charakterystycznym, eklektycznym sposobie budowania formy i treści dzieła przez artystę.

Paweł Porada w sposób niezwykle umiejętny łączy w swoich obrazach przeszłość z nowoczesnością. Artysta świadomie nawiązuje do eleganckiej estetyki art déco, często sięga do mody i kultury wizualnej okresu fin de siècle oraz czasów międzywojennych. Ubrania i fryzury portretowanych postaci, dekoracyjna geometryzacja tła lub floralna, jakby secesyjna ornamentacja – to wszystko odnosi nas do początku XX wieku. Z drugiej jednak strony stosowane przez malarza rozwiązania stylistyczne i środki formalne pozostają zakorzenione w nowoczesności i czasach współczesnych. Jego kompozycje cechuje silna defragmentacja. Paweł Porada buduje przestrzeń i sylwetki postaci za pomocą płaskich, oddzielonych od siebie plam koloru. Od wielu lat jest zresztą wierny charakterystycznej, łatwo rozpoznawalnej palecie barwnej – łagodnej, zgaszonej, często opartej o błękity, różne odcienie koloru niebieskiego. W obrazach artysty widz odnajduje więc nostalgię za elegancką atmosferą minionych dekad, współczesny sposób kształtowania formy oraz koncentrującą się na człowieku i jego emocjach treść.

Marcin Krajewski

 

Prezentowane obrazy to kolejny rozdział w moim malarstwie. Poświęcony jest ludzkim wspomnieniom, marzeniom, tęsknocie. Przewodnim motywem jest horyzont, zawieszony gdzieś daleko w przestrzeni. Horyzont, z którym tak rzadko obcujemy żyjąc w miastach. Horyzont pokazany w kontekście prostej architektury, w perspektywie oraz świetle dziennym. Perspektywa pozwala zbudować przestrzeń i oddala horyzont. Światło wraz z kolorem buduje nastrój, porę dnia, pogodę.

Kompozycje są uproszczone, często z punktem zbiegu ustawionym centralnie, nierzadko symetryczne, oczywiste, znane i spotykane. Zestawienie prostych płaskich figur: kwadratów, prostokątów, trójkątów. Można powiedzieć, że to abstrakcje. Jest to świadomy zabieg, który wykorzystuję dla wytworzenia odczucia spokoju i odwrócenia uwagi od przedstawionej treści, bo nie o nią tu chodzi.

Nie chodzi o treść. Ta jest oczywista: budowle nad wodą. Nad morzem, nad oceanem. Budowle o niezdefiniowanym czasie powstania. Równie dobrze mogłyby powstać w innych epokach albo być wizją przyszłości. Całą scenę celowo pozostawiam pustą. Nie ma ludzi, przedmiotów, roślin. Nie ma śladów życia. Jest tylko woda, przestrzeń i architektura.

Woda i przestrzeń to ocean. Ocean powoduje w nas jakąś niezdefiniowaną tęsknotę, budzi marzenia, wspomnienia, uruchamia wyobraźnię. Powoduje, że zaczynamy patrzeć w przyszłość, snujemy plany, ale jednocześnie napawa on nas refleksją, niewiadomą, poczuciem lęku.

Architektura: magia budowli, dzieło rąk ludzkich, synonim zatrzymania czasu, dorobku ludzkich pokoleń pozostającym na lata. Architektura jako pomost do innych epok. Myślimy: tu kiedyś żyli ludzie, ileś set lat temu zbudowali tę budowlę, a my możemy jej dziś dotknąć. Tych ludzi już nie ma, a dzieło zostało. To budzi refleksję: przemijamy, znikamy, coś po nas zostaje, po co to wszystko, jaki to ma sens? I tak umrzemy…

Ja zestawiam te odczucia. I taki jest zamysł i cel tych obrazów. Chcę spowodować by odbiorca, gdzieś tam, wieczorem, gdy popatrzy na obraz, nie skupiał się na jego treści tylko zanurzył się w swoich myślach i we własnej wyobraźni, wypełnił pustą przestrzeń własnymi wspomnieniami, marzeniami, planami, a na koniec refleksją – ale tą pozytywną, tą słoneczną, świetlistą. Przemijamy – lecz „Nieskończoność” istnieje.

Andrzej Kikowski

Architektura to ta dziedzina sztuki, które Andrzej Kikowski poświęcił (z sukcesami) większość swojego życia zawodowego i artystycznego. Jest on autorem wielu znanych realizacji (m.in. projektu adaptacji budynku dawnej elektrowni dla siedziby Mazowieckiego Centrum Sztuki Współczesnej „Elektrownia” w Radomiu). Znajduje to swoje odbicie również w jego twórczości malarskiej. Kikowski tworzy minimalistyczne, często wielkoformatowe, wyciszone kompozycje ukazujące fragmenty nowoczesnych, a może nawet futurystycznych budowli. Artysta stosuje oryginalne, nieoczywiste kadry. Kompozycja zaplanowana jest idealnie, niemal matematycznie, perspektywa wyrysowana mistrzowsko – pomimo prostych rozwiązań, łudzi oko widza iluzją głębi. Kikowski zestawia ze sobą podstawowe kształty geometryczne, prowadzi niemal wyłącznie proste, ostre linie, dzięki którym zbliża się niekiedy do abstrakcji. To architektura brutalistyczna – nie ma tu miejsca na organiczność, obłość, falowanie kształtów. Świat, widziany przez prześwity jego surowych kolumnad, czy otwory okienne, które otwierają na zewnątrz przestronne sale, ulega przekształceniu. Natura podporządkowana zostaje prawom matematyki i ujarzmiona przez szkicującą na desce kreślarskiej rękę artysty. Niebo, ziemia i ocean – to trzy, płaskie pasy, wypełnione mocnymi, kontrastującymi ze sobą barwami, oddzielone od siebie zimną, niepokojąco idealną, linią horyzontu.

To niezwykły paradoks, że te surowe, niemal sterylne formy architektoniczne, wykreowane przez artystę na powierzchni płótna, cechuje tak duża doza liryzmu, szczególna, nostalgiczna poetyka, zdolność do wywoływania w widzu uczuć i emocji. Nie chodzi tu bowiem wyłącznie
o piękno kształtów nowoczesnych konstrukcji. Malarska architektura Kikowskiego, zestawiona ze światem natury, staje się nośnikiem znaczeń, szkieletem, na którym widz może zbudować własną, osobistą interpretację dzieła, przyczynkiem do kontemplacji i rozważań na temat przemijania i tego, co po sobie zostawimy dla kolejnych pokoleń. Używając wyłącznie ascetycznych, minimalistycznych środków wyrazu (prosta linia i płaska plama barwna) Kikowski jest w stanie mistrzowsko zobrazować ulotną atmosferę chwili, nieuchwytny, trudny do ujęcia w słowa nastrój, który podświadomie udziela się widzowi, zmusza go do przemyśleń. To najlepszy dowód na to, że Andrzej Kikowski, architekt z wyboru i powołania, ma w istocie duszę i wrażliwość prawdziwego malarza.

Marcin Krajewski

Kiedyś natknąłem się na pejzaż Piotra Bubaka. Niby zwyczajny, jakich wiele. Ot, wiosenne roztopy. Jednak nie był zwyczajny. Związek pomiędzy kolekcjonerem a dziełem jest czymś na wzór więzi między kochankami. Między mężczyzną i kobietą, którą pragnie on mieć. Dokładnie tak pamiętam, jakie pierwsze wrażenie zrobił na mnie ten obraz. Pomiędzy mną a dziełem nie było artysty, ani tych wszystkich technicznych opisów i treści, jakimi nas częstują historycy sztuki. Byłem tylko ja i te roztopy, gdzieś w Polsce, gdzieś, gdzie je zobaczył i uwiecznił autor. Mój wzrok przesuwał się kawałek po kawałku, niemal dotykając śniegu i zanurzając się w błocie polnej drogi, zahaczając o krzewy, a na końcu zatrzymał się na horyzoncie w pragnieniu ujrzenia wiosennego słońca, tego samego, jakie chciał zobaczyć Piotr.

Kiedy minęła ta chwila kochanków już wiedziałem, że muszę mieć ten obraz i muszę poznać świat człowieka, który mnie zafascynował.

I poznałem wreszcie, goszcząc go na jednym z pierwszych plenerów, jakie przyszło mi organizować. Z ogromną przyjemnością mogłem obserwować pracę i możliwości warsztatowe Piotra. Najbardziej fascynująca była jednak lekkość tworzenia, jakby była to jednocześnie lekkość bytu artysty. Wśród rozłożonych płócien i farb, może nawet lekko chaotycznie, pędzel tworzył rzeczywistość, jakby alternatywną, świat pełen strachów. Pośród pustkowi, poprzez pagórki, czasem unosząc się bezładnie, pod chmurnym niebem, ale czasem i lazurowym, przemykał strach patriota, czasem łachmaniarz, strach wielu imion i twarzy, po prostu strach…

Może to tylko strach na wróble. Mi jednak podczas obserwacji kolejnych jego odsłon przeleciał przed oczyma kawał życia. Wzloty i upadki. Chwile trudne i piękne, wybory często niełatwe i złe. Czasem niemal złość, a czasem chwile wzruszenia. Tak, świat strachów na wróble Piotra Bubaka to mój własny świat, ale też i jego i wielu innych osób, mijających nas codziennie. Chyba właśnie podczas obserwacji cyklu strachów z całą bolesnością uświadomiłem sobie to, o czym Piotr zdawał się wiedzieć od dawien dawna. Nic absolutnie nie jest od nas zależne. Codzienne wybory, decyzje, akcja i reakcja… poczułem się jak targany żywiołami samotnik na obrazie artysty, od którego nic nie zależy, a który jednocześnie jest zależny od wszystkiego. Genialna prostota bytu, o której w XXI wieku zapomnieliśmy. Z krzywdą dla odbiorcy byłoby jednak, gdybym wyłącznie poświęcił kilka słów malarstwu, pozostawiając rzeźbę Piotra w zapomnieniu.

Rzeźba mniej wybacza, aniżeli malarstwo, rzeźba wymaga kunsztu i techniki, jeżeli mówimy oczywiście o rzeźbie na najwyższym poziomie, a prace Piotra Bubaka takie właśnie są. Co to znaczy, że rzeźba jest dobra, zasługuje na najwyższe uznanie? Może to też kwestia gustu? Współczesna sztuka, w tym rzeźba, szuka nowych dróg, ale moim zdaniem często te drogi prowadzą donikąd. Piotr wybrał swoja własną. W jego rękach rzeźba nabrała znowu klasycznego wymiaru, przeżywa swój renesans, ale jednocześnie zawiera „tę iskrę”, to „opisanie świata” Piotra Bubaka, jaką wkłada on do każdego swojego dzieła.

Akty i półakty są pełne nie tylko kobiecego piękna, ale przede wszystkim piękna ich oddania, piękna sztuki ich pokazania. Każdy akt jest pieszczony dłutem, każdy kawałek brązu jest niczym ciało leżące przed Piotrem, oddające się bezwarunkowo artyście. Prężąca się „Pływaczka”, pokazująca umięśnione, a zarazem piękne kształty, niemal mówi: „oto jestem, taka, jaką mnie stworzyłeś”. Inna postać, leżąca z lekko rozrzuconymi włosami, przeciągająca się jakby od niechcenia kobieta, kryjąca swoją twarz, kokietuje odbiorcę. Zdając sobie sprawę ze swojej urody nie pokazuje wszystkiego. To tajemnica jej i artysty.

Znalazło się także miejsce dla stracha, starca, targanego życiowymi próbami, wzlotami i upadkami, może wypalonego, ale ostatkiem sił stojącego pod wiatr. To w jego ramionach znalazła ukojenie samotna panna. Piękna i czysta i bezbronna jednocześnie. To jego strzępy zdają się ją osłaniać przed tym, co nieuniknione.

Przemysław Kuchcicki

[fragment]

 

Zobacz katalog w PDF

Zobacz ofertę Galerii