Wystawy

Pragaleria

Stalowa 3, Warszawa

Choć artystka przez trzydzieści lat skupiała się na grafice, to w 2002 roku postanowiła skierować swoje zainteresowania ku malarstwu. Jak sama mówi potrzebowała nowych form i wyzwań artystycznych, które mogła zrealizować dopiero w obrazie. Grafika nakładała pewne ograniczenia, narzucała rozmiar prac i uniemożliwiała poprawianie gotowych prac. Artystka zwraca uwagę, że przy malarstwie może przedłużać proces tworzenia dzieła sztuki. Udoskonalać i dodawać nowe elementy tak długo, aż nie osiągnie ustalonego przez nią ideału. Sama przyznaje, że zdarza jej się poprawiać obraz już raz uznany za gotowy, by dojść do pełnej harmonii kompozycji. Na wydanie pracy widzom, która nie spełnia jej wymagań i nie budzi poczucia pełnego wykończenia, nie pozwala jej ludzka uczciwość. Jest to cecha na tyle rzadka w dzisiejszej sztuce, pełnej obrazów robionych w celach czysto komercyjnych i ślepo podążających za modą, że do twórczości Ewy Zawadzkiej należy podejść z jeszcze większym uznaniem.
Przedstawione na wystawie obrazy prezentują dwa nurty. Pierwszy skupia się na charakterystycznych dla artystki ciemnych pejzażach, w których można dostrzec przemysłowy charakter. Drugi nurt to seria „Ściany świata” – niewielkie obrazy, biorące nazwy od najbardziej urokliwych miejsc świata, w których pojawia się miasta Meksyku, Egiptu czy tybetański region Lhasaa. Prace sprawiają wrażenie drobnych wycinków egzotycznej rzeczywistości. Oprócz dominującej u artystki ciemnej kolorystyki, pojawiają się w nich róże, błękity i żółcienie. Można zauważyć drobne kwiaty i motywy roślinne. Obrazy z tej serii przypominają okna do zupełnie innego świata.
Artystka spytana o inspiracje dla swoich obrazów przyznaje, że kiedyś stanowiły je fotografie, na których budowana była kompozycja. Co więcej, powstawały również makiety w formie gablot, w których artystka aranżowała różne kompozycje przestrzenne, manipulowała światłem, skalą, proporcjami, następnie fotografowała je, aby w efekcie końcowym przenieść na płótno. Aktualnie artystka mówi, że malowany świat aranżowany jest w jej wyobraźni, co jest wyrazem wieloletniego doświadczenia z technikami malarskimi, jak również graficznymi.
Obrazy Ewy Zawadzkiej wyróżnia na rynku sztuki niezwykłe zainteresowanie fakturą. Malarka dąży do uzyskania trójwymiarowego efektu na płaskim płótnie, co prowadzi do wychodzenia poza sztywne ramy obrazy. Ponadto, o innowacyjności jej sztuki świadczy swobodne manewrowanie między technikami malarskimi i graficznymi. Artystka stosuje równocześnie farby olejne z bielą transparentną offsetową, która jest rodzajem farby drukarskiej. Dzięki takiemu połączeniu obrazy nabierają łagodnego akwarelowego wykończenia.
Malarstwo Ewy Zawadzkiej stara się przekraczać ograniczenia i realizować coraz nowsze wyzwania. Wybór prac prezentowanych na wystawie w pełni oddaje artystyczną konsekwencję artystki. Pełne wysmakowania, harmonii i wyciszenia prace nastrajają do kontemplacji i zachęcają do zagłębienia się w świat kreowany przez artystkę.

Wystawa potrwa do 10 września 2016 r.

Od pewnego czasu nikt autorki nie ogranicza. To jej pierwsza wystawa po dłuższej przerwie. Przerwie, w czasie której „tworzyła do szuflady”, po rozstaniu z reprezentującą ją wcześniej galerią. Zaczęła swobodnie malować obrazy pozornie smutne, w ograniczonej gamie kolorystycznej: czarne, białe, roztopione w szarościach, eksplorujące różne obszary czerwieni, od koloru wina do niezwykle opalizujących miedzi. Anhedonia jest więc tu częściowa, gdyż jest też radością z niezależności twórczej. Zresztą Daniec ze zdziwieniem zauważyła, że jej „szuflada” często pustoszeje, a kolekcjonerzy potrafią ją odnaleźć. Ponadto panująca częściowo w szufladzie anhedonia ich nie zniechęca. Zestawienia kolorystyczne, jakie tworzy Magdalena Daniec to najważniejsza tajemnica jej malarstwa. One wymykają się opisowi. Czasami są bardzo subtelne i na jednej „oktawie” opowiadają cały obraz. Innym razem kompozycja stworzona jest na zasadzie kontrapunktu. Nie jest już delikatna, a przeciwnie ostra i drapieżna. Choć to też może być pozorem, bo koncepcje Daniec zawsze warto oglądać z dwóch perspektyw – koncentrując się na ogólnym wrażeniu, a następnie poszukując niuansów w małych kadrach, odnajdując mikropowieści w większej aranżacji. Autorka lubi zestawiać swoje prace w dyptyki. Dzieje się tak ze skończonymi już płótnami, do których intuicyjnie tworzy pary. Czasami jednak podobną zasadę wykorzystuje w obrębie jednego obrazu, który optycznie dzieli na części, zderzając ze sobą jasną i ciemną stronę tej samej historii. Szczególną rolę w budowaniu obrazu pełni też u Magdy Daniec kontur. On nadaje jej pracom siłę, dodatkową ekspresję, pozwala wybrzmieć kolorom w całej ich pełni. Powoduje, że są to bardzo mocne obrazy. Często zdaje się oglądającym, że mają one znacznie większe formaty, niż ich rzeczywisty wymiar. Malarstwo Magdy Daniec nie jest oczywiste. Artystka tworzy zazwyczaj abstrakcje, przeważnie małe formaty, najczęściej w gamie barwnej ograniczonej do bieli, czerwieni i czerni… Zazwyczaj, przeważnie, najczęściej. Malarstwo Magdy Daniec wymyka się definicjom. Częściowo.

Agnieszka Gniotek

Pytany o nauczycieli i mistrzów, od strony technicznej wskazuje przede wszystkim na pamiętniki i wskazówki zawarte w korespondencji znanych malarzy. Bardzo świadomie wybrał stylistkę bliską twórczości klasyków malarstwa dawnego. Pociąga go w ich dokonaniach estetyczna strona przedstawień – budowanie kompozycji kolorem, sposób kładzenia świateł i tworzenie głębi perspektywicznej. Nie ukrywa też, że pasjonuje go strona techniczna, będąca swoistym wyzwaniem. Ta perfekcja jest tym, do czego ciągle dąży, trzeba przyznać z dużym sukcesem, i z czym się z przyjemnością zmaga. To jego dialog z wielkimi poprzednikami. Jako źródła inspiracji padają nazwiska Aleksandra Gierymskiego i Rembrandta. Ten ostatni jest też niedoścignionym nauczycielem rysunku, czemu trudno się dziwić. Jednak malarstwo Piotra Tarkowskiego nie jest tylko ukorzenione w tak odległych epokach. Artysta odwołuje się również do autorów nam współczesnych. Nie ukrywa fascynacji twórczością Zdzisława Beksińskiego, choć podchodzi do niej krytycznie i zdecydowanie wybiórczo. Bliska jest mu też sztuka artystów w Polsce mało znanych, takich jak Dino Valls oraz Odd Nedrum.
Źródła sztuki Piotra Tarkowskiego są jednak nie tylko artystyczne. Tarkowski jest bystrym obserwatorem, który nie lubi funkcjonować w wielkim mieście. Ucieka na wieś, do lasu, w świat przyrody. Te ucieczki znajdują odwzorowanie w jego obrazach. Autor jest wrażliwym pejzażystą, który często pozwala widokom pozostawać autonomicznym przedstawieniem. Niejednokrotnie jednak przetwarza je w specyficzne dla jego malarstwa surrealne krajobrazy, stanowiące tło motywów historycznych pól bitewnych czy agresywnych utarczek między zwierzętami, które pozwalają domyślać się bardziej skomplikowanej symboliki.
Malarstwo Piotra Tarkowskiego to niewątpliwe twórczość narracyjna. Artysta opowiada nam historie. Nie są to treści oczywiste i jednoznaczne. Autor uprawia swoisty symbolizm i surrealizm. Nie ukrywa podziwu dla twórczości komiksowej, przede wszystkim Grzegorza Rosińskiego. W warstwie estetycznej prac nie znajduje to odbicia, jednak w tematyce można odkryć pewne powiązania. Podobnie jak odnajdujemy u Tarkowskiego fascynację historią, a może bardziej malarstwem historycznym dawnych mistrzów; historiami biblijnymi, a raczej ich malowanymi przez wielkich poprzedników wizerunkami, czy też ujęciami portretowymi figur alegorycznych, które przez wieki pojawiały się w malarstwie, jako nośnik idei i symboli. Te wszystkie tematy jednak to tylko dalekie echo inspiracji, gdyż zarówno język malarski, jak i treść przedstawień kreowanych przez Piotra Tarkowskiego to jego bardzo autentyczna, indywidualna wypowiedź. Brak tu wzorców bezpośrednich, nawiązań o których moglibyśmy powiedzieć, że są wprost zaczerpnięte z malarstwa dawnego.
Artystyczna droga pomijająca klasyczną edukację akademicką jest trudna, obarczona wieloma przeszkodami, na przykład takimi, jak dość późny debiut – wystawa Piotra Tarkowskiego w Pragalerii jest jego pierwszą prezentacją indywidualną – jednak daje też wiele satysfakcji, i w przypadku twórcy zdeterminowanego i mającego wiele do powiedzenia, przynosi ciekawy efekt plastyczny, dający rzadki obecnie efekt świeżości.
Agnieszka Gniotek

Agnieszka Pietrzykowska tworzy w różnych technikach. Są to tak odmienne media, jak ilustracja oraz biżuteria. To techniki wymagające skupienia, małej skali, drobiazgowego zarządzania kompozycją. Czerpie z nich doświadczenie, które przenosi na grunt malarstwa. Oglądając reprodukcje prac artystki można łatwo popełnić błąd poznawczy. Większość z nich sprawia silnie monumentalne wrażenie. W konfrontacji „na żywo” okazuje się często, że to niewielkie, kameralne kompozycje. To mylne postrzeganie wynika z ogromnej siły przekazu, jaka zawarta jest w obrazach artystki. Czy jest to jeden z przymiotów ilustracji, przeszczepionych w obszar malarski? Bardzo możliwe. To jednak moment, w którym ścieranie się graficznych i malarskich wartości prac Pietrzykowskiej zdecydowanie wychodzi im na dobre.
Zakres tematyczny prac artystki jest bardzo wąski, wręcz ubogi. Można przyznać, że streszcza się do jednego motywu. Jest nim kobieta i jej ciało. Upraszczając – Agnieszka Pietrzykowska maluje akty. Nic jednak nie jest tak proste, jak na pierwszy rzut oka wygląda. Figury kreowane przez autorkę bardzo silnie oscylują w kierunku abstrakcji. Z kompozycyjnego punktu widzenia chodzi tu o rozgrywanie relacji pomiędzy obiektem a tłem, ciałem a przestrzenią, w której to ciało funkcjonuje. Ten wątek twórczości podkreślają dwa bardzo istotne „tematy”, w których autorka osadza swoje dziewczyny. Pierwszym z nich jest architektura i kultura. Na takie skojarzenia naprowadzają nas tytuły. Kobieta Agnieszki Pietrzykowskiej jest Warszawą, Amsterdamem, Nowym Jorkiem, Lizboną, a także… Francją. To reakcja artystki na liczne podróże, jej emocjonalny odbiór charakteru miejsc, w których miała okazję przebywać, które wchłania i przetwarza swoim artystycznym, ale i kobiecym zmysłem. To także reakcja na ostatnie wydarzenia, wobec których trudno przejść obojętnie.
Drugi motyw prac to oczywiście kontrast – tym razem pomiędzy kobiecą pozorną delikatnością, a pierwiastkiem męskim, wyrażonym poprzez mechanikę, inżynierię, industrializację. Kontrast w tym wypadku może, ale nie musi być opozycją. Przechodząc do warstwy symboliczno-psychologicznej prac artystki, odnosi się ona do przestrzeni kobiecej wolności i przysługujących jej praw. Kobieta może być kim tylko zechce – Warszawą, Mechaniką, Statystyką. Choć Agnieszka Pietrzykowska maluje jeden kobiecy motyw to różnorodność ujęcia tematu jest ogromna. Od bardzo biologicznych, instynktownych i delikatnych przedstawień dziewczyn, o których moglibyśmy powiedzieć, że spełnione są jako kochanki i matki, poprzez kobiety realizujące się zawodowo i to nie koniecznie w specjalizacjach stereotypowo uznawanych za kobiece, a skończywszy na przywódczyniach, inspisujących do działania i odkryć. Artystka maluje obrazy na temat kobiecej wolności i spełnienia. To najważniejsze dla niej tematy.
Agnieszka Gniotek

Darek Zabrocki ma 24 lata, pochodzi z Gdańska, jest artystą koncepcyjnym i ilustratorem. Od 2007 roku profesjonalnie zajmuje się mediami cyfrowymi. Korzysta z najnowocześniejszych technik, uwielbia wyzwania, posiada nieskończone pokłady enerii i motywacji. Pracował nad takimi projektami jak: Assassin’s Creed, HALO Wars 2, Total War, Rigs (PS4), Sid Meier’s: Starships oraz wiele innych dla największych firm z branży mediów elektronicznych m.in. Blur, Ubisoft, Framestore, Universal, BBC, Sony, Sega, Creative Assembly, Wizards of the Coast and 20th Century Fox.

Ziemowita Fincka interesuje otaczający go świat. Nie jest obojętny na to, co dzieje się wokół niego jako człowieka. Jego prace nie stanowią prostego „newsowego” komentarza, a finezyjne interpretacje, w których porusza tematykę degradacji środowiska, emigracji, biedy, a nawet konfrontuje się z tematem Drugiej Wojny Światowej. Autor jest wrażliwy na ponadczasowe, rodzime wartości: piękno polskiej przyrody, przywiązanie do religii oraz mądrość wynikającą ze starych przysłów i legend. Jego twórczość obejmuje rozległe spectrum tematów, które streszczają się między kulturą a naturą. Intelektualnie dominująca jest kultura, natomiast w sferze estetycznej świat przyrody.

Gdy po raz pierwszy zobaczyłem prace Evy Chełmeckiej odżyły moje wspomnienia sprzed wielu lat, kiedy po II Wystawie Sztuki Nowoczesnej w Zachęcie rozgorzała dyskusja o polskim malarstwie. Pamiętam, że Tadeusz Kantor pisał o znaczeniu pierwotnej materii, która jest jak „cały świat”, i że „materia – żywioł i gwałtowność, ciągłość i nieograniczoność, gęstość i powolność, ciekłość i kapryśność, lekkość i ulotność. Materia rozżarzona, eksplodująca, fluoryzująca, wezbrana światłem, martwa i uspokojona. Zakrzepłość, w której odkrywamy wszystkie ślady życia. Brak wszelkich konstrukcji, jedynie konsystencja i struktura. Inna przestrzeń i inne pojęcie ruchu. Jak zdobyć materię, która jest samym życiem?”.

Ten manifest artystyczny mistrza Kantora sprzed półwiecza jest w dużej mierze manifestem Evy Chełmeckiej dopisującej w swojej twórczości uaktualnienia na czas XXI stulecia. W obrazach artystki jest eksplozja barw przypominających rozdrgane piksele w wielkim powiększeniu. Pozorny chaos układa się w szeregi, meandry, koła, hiperbole, spiny jak w strukturze polimerów; obok opisywania świata realnego wplecionego jak hybrydy nieorganiczne w świecie natury żywej – biologicznej. Obraz światów równoległych. Ten dojmujący to cyberprzestrzeń ogarniająca coraz większy obszar. Do tego świata dołącza opowieści ze świata realnego z ludźmi, roślinami i zwierzętami. Każdy obraz Evy Chełmeckiej jest znaczącym przekazem – każda narracja kieruje w stronę przypominania o potrzebie dokonywania wyborów między fantazją a rzeczywistością, dobrem a złem, nocą a dniem, spolegliwością a buntem. Używa farb w podstawowych kolorach doładowanych chemią barwników syntetycznych, fizykochemią fluorescencji, fizyką metalicznych odbić mikrokryształów kwarcu, srebrnej folii, płatków szczerego złota. W instalacjach, asamblażach i rzeźbach wykorzystuje obwody scalone, tworzywa sztuczne, kształtki z metali, folie i włókna. Ta mieszanka piorunująca jest stonowana przemyślaną i perfekcyjną narracją. Opowieści, anegdoty, przesłania, apele są wplecione do każdego dzieła artystki. Najbardziej dojmujące są obrazy zawarte w cyklach Ornamental i Cyberrebel, ponieważ mają walor ponadczasowy. Każde następne oglądanie obrazu daje inne, często nawet odmienne pole do przemyśleń. W wielu obrazach Eva Chełmecka buduje specyficzną aurę tajemniczości przywołując do rozwiązywania zagadek z naszego życia. W cyklach Pejzaż i biomotywy i Realizm magiczny odpowiedzi znamy od pierwszego wejrzenia w materię obiektów; często jednak jest to złudna konstatacja, ponieważ paleta barw jest niezwykle „uczulona” na kontakt ze światłem, jego natężeniem, barwą i ostrością. Na szczególną uwagę zasługują obiekty przestrzenne, w których Artystka bawi się formą. Kameralne rzeźby Sacrum – profanum, Sen pasikonika czy Only time can kill our love są po prostu bajecznie piękne. Użyte w procesie twórczym żywice, cekiny, kamienie półszlachetne, kryształy, cynfolia i brokat wyglądają jak królewskie dary afirmujące radość życia, ale również z ukrytym przesłaniem; dokonaj wyboru przed wypiciem tradycyjnego napoju, zastanów się, czy nie zanieczyszczasz naturalnego środowiska, kochasz czy udajesz? Sztandarowe obiekty trójwymiarowe Miłość w czasach cyberkultury,Cybermen, Rycerz2013 czy The Connector są przede wszystkim hołdem dla Sztuki. Niecodzienna siła wyrazu i ich piękno nie wymagają od widza żadnych umiejętności erystycznych. Są, po prostu są! Obiekt Harpiosyrena jest chyba ulubionym dziełem Evy Chełmeckiej. Przy jego tworzeniu wykazała wyczucie formy porównywalne z ekspresją obiektów Hasiora. Z tą różnicą, że Hasior nie miał takich możliwości wyboru tworzywa. Tworzywo Harpiosyreny to znak naszych czasów, a także wizytówka Artystki. Twórczość Evy Chełmeckiej obok wartości czysto artystycznych ma moim zdaniem charakter szczególnego apelu o powrót do tradycyjnych wartości w odhumanizowanym świecie cyberkultury. Pokazuje to z biegłością warsztatową, wigorem i szczerym przekazem. W związku z tym należy postawić pytanie: Czy Eva Chełmecka jest Nową Dawną Mistrzynią w definicji Donalda Kuspita, autora kultowej książki The End of Art ? Moim zdaniem jest nie tylko Nową Dawną Mistrzynią. Dodałbym przedrostek Super.
Andrzej Grabkowski

Kto dziś zabija smoki?

Prace z cyklu „Testosterror”, autorstwa Igora Chołdy, lepiej znanego na artystycznej scenie, przede wszystkim tej streetartowej, jako Aqualoopa powstały jako wynik doświadczeń z energią maskulinum.
Energia męska kojarzy się z działniem, parciem do przodu, pędem do sukcesu, rywalizacją i siłą. Mężczyzn w dzisiejszym świecie ocenia się w kategoriach silny – słaby.
Jednak energia nie jest domeną wyłącznie męską. Przejawia się też w świecie feministycznym, i w takim samym stopniu dotyczy pań. Sama energia nie jest ani dobra, ani zła. Jest doświadczeniem każdego z nas. Stereotypowo tylko kojarzona jest z męskim aspektem natury Yang. W świecie medycznym odpowiada jej hormon testosteron. W dobie pandominacji patriarchalnego modelu społecznego, doświadczenie męskości i pojęcie męskiej energii zostało wypaczone. Ponadto stało się obiektem krytyki i wstydu.
Przypomnijmy sobie aktorów kreujących rolę Jamsa Bonda w pierwszych filmach serii o nieustraszonym szpiegu lub postać pisarza Ernesta Hemigwaya. Męskość tych gentelmanów była pewnego rodzaju znakiem jakości, kojarzonym ze stylem i elegancją. Kubańskie cygara, boks, walki kogutów to być może nieco inne wyznaczniki elegancji niż dzisiejszy sznyt, jednak są one nie do podrobienia. Czasy się zmieniły, ale doświadczenie męskiej energii jest dalej obecne, jako przejaw witalnych sił przyrody. Teraźniejszość nas ogranicza i wypacza pierwotne potrzeby, sprowadzając je do stadionowej agresji, kultu siłowni i drogich męskich zabawek. Narzuca się też mężczyzną bardzo silną konieczność dopasowania do współczesnego świata, gdzie bardzo ważne jest równouprawnienie, a „męska ręka” nie zawsze jest mile widziana, jako sposób liderowania lub rozwiązywania sporów.
Obrazy z cyklu „Testosterror” nie są w żaden sposób próbą stawania po którejś stronie w dyskusji o męskości i jej wyznacznikach. Ich celem jest zbudowanie świadomości i przyjrzenie się temu, co kryje się w męskim aspekcie energii, często wulgarnym, prostolinijnym, ale też prostym i dosłownym. Są to bardzo interesujące aspekty roli, jaką jest bycie facetem.
Na moje doświadczenia wpływa dzieciństwo i rodzinny dom. Dorastałem w atmosferze pierwotnego etosu męskiej pracy. Ojciec, obecnie emerytowany pułkownik straży pożarnej, ryzykował życie w walce z żywiołem ognia, powodziami, itp. Perspektywa kogoś, kto działa w realnym świecie, wywarzającego toporem drzwi płonącego mieszkania jest diametralnie różna od praktyki urzędnika przewalającego tony papierów w walce z wyimaginowanymi przepisami, terminami, pozwoleniami.
W cyklu „Testosterror” chciałem ocucić realność odczuwania walki, ścierania się, męskiego „dawania rady”. Dziś, coraz rzadziej jest ono spotykane z powodu pewnej fikcji i izolacji pracy. Męska teraźniejszość często polega na klikaniu w arkusz kalkulacyjny czy projektowaniu internetowej reklamy. To robienie czegoś, co nie istnieje realnie, co nie dotyka wprost otaczającego nas świata. Realizacja projektu, czy nawet walka z kryzysem finansowym, to diametralnie różne doświadczanie od stanięcia na ringu czy ścięcia drzewa siekierą.
Igor „Aqualoopa” Chołda

Aqualoopa /Igor Chołda/ (ur. 1978 r.) ilustrator, projektant, animator i artysta streetartowy. Absolwent UW Wydziału Filozofii, Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej i Telewizyjnej w Łodzi oraz Instytutu Psychologii Procesu. Głównie znany jako autor murali, których ma na koncie kilkadziesiąt. Tworzy i współtworzy reklamy, teledyski i krótkie animacje. Zajmuje się także komponowaniem muzyki oraz psychoterapią. Autor wystawy indywidualnej wideo i malarstwa „Infection” w Galerii 3678 U Artystów (2011). Laureat pierwszej nagrody w konkursie na mural Levi’s „Go Forth” (2011), pierwszej nagrody w konkursie na mural poświęcony Marii Curie-Skłodowskiej, zrealizowany na dziedzińcu metro Centrum w Warszawie (2011), pierwszej nagrody na mural Integracja Uskrzydla w Środowiskowym Dom Samopomocy „Pod Skrzydłami” w Warszawie (2011) oraz Energetycznym Centrum Kultury w ECK & Sosnowiec City w Sosnowcu (2011). Uczestnik festiwalu Street Art Doping (2011, 2012). Ostatnio prezentował swoje prace w ramach wystawy „KRZY.WE 2. Polska Ilustracja Wektorowa” w Pragalerii.

W wystawie udział bierze 12 twórców, uznanych za czołówkę polskich grafików wektorowych, którzy na przestrzeni ostatnich miesięcy zaprezentowali nowe, ciekawe prace. Są to: Akuma, Aqualoopa, Piotr Ciesielski, Piotr Jakubowski, Mr. Walczuk, Konrad Kirpluk, Filip Komorowski, Koxu, Krzysztof Nowak, Ogryz, Adam Quest i Wiur. Otrzymali oni zadanie stworzenia jednej, całkowicie oryginalnej pracy, na zadany temat. Tak, jak w pierwszej edycji był nim „autoportret”, tak tym razem wypowiedź interpretować miała hasło „mroczna dzielnica”. Poza tematyczną dziesiątką dzieł, na wystawie znajdzie się szeroki przegląd twórczości autorów biorących udział w projekcie. Do zasadniczej 12 twórców dołączyła jedna ze studentek Wyższej Szkoły Informatyki Stosowanej i Zarządzania, działającej pod auspicjami Polskiej Akademii Nauk. Choć KRZY.WE nie mają charakteru konkursowego, a są przeglądem, to jednak wejście w grono autorytetów jest dla debiutantki bardzo ważne, dlatego też została ona wybrana do udziału w wystawie przez grono profesorskie. Jak można zobaczyć na ekspozycji propozycja Antoniny Kraszewskiej jest ciekawa koncepcyjnie i bardzo dobra warsztatowo. Dodatkowym wyzwaniem, które zdecydowali się podjąć jednak tylko niektórzy z uczestników ekspozycji, było przygotowanie „postaci” lub projektu etykiety, dla jednego z najciekawszych polskich browarów rzemieślniczych czyli AleBrowaru. AleBrowarne butelki noszą od zawsze bardzo ciekawe etykiety, więc poprzeczka postawiona została wysoko. Na wystawie zaprezentujemy alternatywne koncepcji uczestników, którzy wybierali swoje ulubione trunki do zilustrowania. Grafika wektorowa ma szerokie grono zwolenników, a twórczość najciekawszych twórców tego nurtu budzi spore emocje i jest silnie śledzona. Oczywiście wiele z tych koncepcji powstaje w komercyjnym kontekście. Dla znawców nie ma to znaczenia, zleceniodawcy doceniają możliwości gatunku i kreatywność autorów. Wektor daje kolosalne możliwości, nie poddaje się jednak łatwej „obróbce”. Można przy jego pomocy zrobić wszystko, stanowi jednak duże wyzwanie i tylko pozornie projektowanie przy jego użyciu jest proste. Dlatego autorzy na wysokim poziomie zaawansowania są wysoko cenieni. W twórczości wektorowej, jak w każdej innej, chodzi jednak o coś zupełnie innego. Wielu może opanować sprawność warsztatową, później zaczyna się prawdziwa przestrzeń twórcza. Liczy się pomysł, autentyczność, własny styl, ekspresja. Skodyfikowane i ograniczone do tych samych elementów wektory, służą powstaniu bardzo indywidualnych, unikatowych wręcz kreacji, a charakter prac ich twórców rozpoznawalny jest na pierwszy rzut oka. Dlatego najlepsi mają fanów i zwolenników. Wiemy, że nie zabraknie ich na wernisażu, bo pokazujemy wektorowców najlepszych.

Katalog w formie PDF do pobrania tutaj

Mam wrażenie, że obrazy o których mowa siłą rzeczy są bardziej nasycone moją osobistą symboliką, co z kolei prowadzi do niejednoznaczności w warstwie interpretacji. Ta właśnie rozbieżność stanowi dla mnie wartość sensu stricte. Ponieważ grafiki stają się pretekstem do snucia własnych opowieści, a widz przekształca się w twórcę. Aby przybliżyć Państwu o czym mówię pozwolę sobie zaproponować pewnego rodzaju eksperyment, lub raczej towarzyską grę. W celu porównawczym, dopuszczę się interpretacji jednej z wystawianych grafik. Proszę wyobrazić sobie piątkowy wieczór, kiedy to po ciężko przepracowanym tygodniu dla zachowania higieny psychicznej idziemy do zaprzyjaźnionej knajpy. Mroczne światło, ludzki gwar przetykany muzyką z głośników i oczywiście dobrotliwy barman nalewający kolejne piwo. Rozmowy dryfują w sobie tylko znanym kierunku, przybierając formę rwącego potoku świadomości, którego osnute mgłą zapomnienia źródło poszło właśnie po kolejny kieliszek. Wypełniony tytoniowym dymem lokal, nieco bezładna plątanina opowieści piętrzy się i nawarstwia przesłaniając granice między prawdą a łgarstwem. Mam wrażenie, że świat odbija właśnie od brzegów zdrowego rozsądku i wpływa na zupełnie nieznane wody. Całe wnętrze tonie we wszechogarniających, toksycznych A Wy, Drodzy Państwo co myślicie patrząc na grafikę pod tytułem „Oddział zatruć”?

Katalog w formie PDF do pobrania tutaj.