Wystawy

Pragaleria

Stalowa 3, Warszawa

Szanowni Państwo.

Już po raz czwarty mamy przyjemność zaprosić Państwa na wernisaż i wystawę najlepszych dyplomów Absolwentów Wyższej Szkoły Informatyki Stosowanej i Zarządzania WIT w Pragalerii. To wydarzenie, które na stałe zapisało się w kalendarzu wystaw Pragalerii i każdego roku cieszy się niezmiennie dużym zainteresowaniem odwiedzających.

Wystawa UPGROWTH 2017/2018 jest okazją do wyróżnienia najlepszych dyplomów z ostatniego rocznika absolwentów oraz pokazuje jak szeroki wachlarz możliwości daje zastosowanie narzędzi cyfrowych zarówno w projektowaniu graficznym jak i wolnej wypowiedzi artystycznej. Publiczna prezentacja osiągnięć absolwentów kierunku Grafika jest okazją do szerszego spojrzenia na to, co udało się osiągnąć wspólnym wysiłkiem nauczycieli i studentów oraz wyznaczenia kierunków dalszego rozwoju.

Wernisaż wystawy odbędzie się w dniu 22.02 (piątek) o godz. 18:00. Ekspozycję będzie można oglądać do piątku, 01.03. Kuratorami wystawy są prof. Rafał Strent oraz mgr Małgorzata Sobocińska-Kiss.

Paweł Krzywdziak

Urodzony w 1989 r. w Katowicach.
Dyplom na Wydziale Grafiki Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie, zrealizowany w Pracowni Miedziorytu. Uczestnik studiów doktoranckich. Asystent w Pracowni Liternictwa i Typografii macierzystej uczelni. Zajmuje się grafiką warsztatową i projektowaniem graficznym, mieszka i pracuje w Krakowie. Nagrodzony między innymi Stypendium im. Tadeusza Kulisiewicza, Nagrodą Województwa Małopolskiego „Ars Quaerendi”, Nagrodą za najlepszy debiut 10. Triennale Grafiki Polskiej.

Wybrane wystawy:

10.2018 – 10. Triennale Grafiki Polskiej, Katowice – Nagroda za najlepszy debiut, za grafikę z cyklu „Zasady”
09.2018 – Krakowski Salon Sztuki, Pałac Sztuki, Kraków, grafika z cyklu „Zasady”
05.2018 – Wystawa Główna, Międzynarodowe Triennale Grafiki, Kraków, cykl grafik „Luminacja”
05.2018 – „transgrafia” – program główny Międzynarodowego Triennale Grafiki, cykl grafik „Zasady”
04.2018 – „Masters Printmaking 2018”, Antwerpia, Belgia – Wyróżnienie Honorowe za grafiki z cyklu „Luminacja”
11.2017 – „Grafika 2017”, Gmach Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Warszawa – Nagroda Fundacji im. Tadeusza Kulisiewicza za cykl grafik „Luminacja”,
06.2017 – „Wystawa wybranych dyplomów 2016/2017 ASP w Krakowie”, Pałac Sztuki, Kraków – Nagroda Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Krakowie za cykl grafik „Luminacja”

 

Pod wieloma względami twórczość Pawła Krzywdziaka nosi silne znamiona autotematyzmu. Z jednej strony, zafascynowany manualną, wirtuozerską pracą rytowników sprzed wieków, studiuje stosowane przez nich rozwiązania, rozwijając je na własny użytek (m.in. poprzez stosowanie autorskiej wersji systemu szrafowania). Z drugiej jednak strony, artysta, żyjący w dobie nowych mediów, świadomy dostępności ogromnej liczby nowych środków wyrazu, używa nowoczesnych technologii takich jak grawerowanie laserowe i mechaniczne czy druk cyfrowy, po to, by z pomocą nauki przezwyciężać ograniczenia tradycyjnego warsztatu, nadać matrycy nowe formy ekspresji. Jego grafiki stają się więc czymś w rodzaju pomostu rozpiętego pomiędzy przeszłością i przyszłością medium, w którym tworzy. Sam nazywa takie działania i powstałe w ich wyniku dzieła Transgrafiką.

Za twórczością Pawła Krzywdziaka z pewnością stoi niezwykle przemyślany system teoretyczny. Nie można jednak zapominać, że grafiki artysty  są również, a może przede wszystkim, pięknymi przedmiotami. Ich piękno kryje się między innymi w przemyślanym układzie linii, w subtelnych szarościach, w sposobie, w jaki Krzywdziak kreuje złudzenie światła i cienia, być może również w iluzyjnych, op-artowskich sztuczkach, które łudzą oko odbiorcy, sugerując mu obecność trzeciego wymiaru na płaskiej powierzchni papieru. Widz, skonfrontowany z dziełem artysty, bez względu na to, czy pragnie z dystansu napawać się całościową kompozycją, czy też z bliska, kontemplacyjnie studiować detale i profuzję linii, doświadcza niczym nieskrępowanej, estetycznej przyjemności. Dzięki połączeniu wypracowanej teorii i estetycznego piękna dzieła, twórczość Pawła Krzywdziaka zajmuje, w moim przekonaniu, należne jej miejsce w długim ciągu najlepszej tradycji europejskiej grafiki warsztatowej.

 

Marcin Krajewski

 

 

Kacper Bożek jest absolwentem Wydziału Grafiki krakowskiej ASP. Pracę dyplomową zrealizował pod kierunkiem prof. S. Wejmana. Od 2011 r. pracuje w Pracowni Miedziorytu macierzystej uczelni, obecnie na stanowisku adiunkta. W listopadzie 2013 r. uzyskał tytuł doktora za cykl grafik poświęconych „Rękopisowi znalezionemu w Saragossie” i życiu Jana Potockiego. Stypendysta Miasta Krakowa (2003).

Laureat licznych nagród, m.in.: nagrody D’Ann & Gus’a Mazzocca (1999); nagrody Małgorzaty i Andrzeja Zająców (1999); nagrody Tadeusza Kulisiewicza (2000); III nagrody konkursu Grafika Roku (2000); I nagroda w konkursie na exlibris organizowanym przez Bibliotekę Raczyńskich w Poznaniu (2001); Grand Prix konkursu Grafika Roku (2002); nagrody specjalnej w konkursie ZPAP Grafika Miesiąca (2008); II nagrody Premio Leonardo Sciascia amateur d’estampes 7th Edition (2013).

Autor wystaw indywidualnych: Galeria Gołogórski, Kraków (1998 ); Galeria Na prowincji, Lublin (1998); Galeria Sztuki Współczesnej, Myślenice (2003); Muzeum Historyczne m. Krakowa (2003); Galeria Wydziału Grafiki ASP, Kraków (2004); Galeria Nautilus, Kraków (2004 ); Galeria Czas, Będzin (2004); Mistrz i Małgorzata, Galeria Nautilus, Kraków (2007); Muzeum Nadwiślańskie, Kazimierz Dolny (2010); Muzeum Okręgowe im. Leona Wyczółkowskiego, Bydgoszcz (2010); Galeria Nautilus, Kraków (2010); Galeria Kreski, Płock (2011); Grafik aus Krakau, Galerie der Stadtbucherei, Alsdorf, Niemcy (2011); Akwafortowe odbicie świata, Pracownia, Kraków (2013); Rękopis znaleziony w Saragossie, Galeria Nautilus, Kraków (2013); Museo della Carta e della Filigrana, Fabriano, Włochy (2014 ); Fondazione Il Bisonte, Florencja, Włochy (2014 ); Scuola Internazionale di Grafica, Wenecja, Włochy (2014); Galeria M Odwach, Wrocław (2014 ); Nowosądecka Mała Galeria (2014); Pragaleria, Warszawa (2015, 2017); Galeria Engram- Katowice, Sen Akwaforcisty (2018).

Jego prace znajdują się w zbiorach: ASP w Krakowie; Biblioteki Narodowej w Warszawie; Biblioteki Raczyńskich w Poznaniu; Muzeum Historycznego Miasta Krakowa; Muzeum Okręgowego w Bydgoszczy; Triennale Grafiki w Krakowie; Salon d’Estampa, w Madrycie.

 

Ulica Humberta

Każdy budynek skrywa swoją tajemnicę. Przypadkowy przechodzień, który zabłąkałby się w okolicach Placu Sikorskiego, następnie skręcił w ulicę Napoleona Cybulskiego, niechybnie dostrzegłby majaczący w oddali stary, ceglany gmach. Wzrok przechodnia z pewnością przykułoby ogromne, półkoliście zwieńczone okno, okolone wieloma mniejszymi spoglądającymi na niego setką zakurzonych szyb. Idąc prosto, wiedziony hipnotycznym przyciąganiem monumentalnego okna, doszedłby do ulicy Wenecja. Następnie, skręcając w prawo, znalazłby się na ulicy Humberta. To bardzo krótka, ślepo zakończona, porośnięta drzewami uliczka. Na jej końcu dostrzegłby schodki zwieńczone dwiema kamiennymi kulami. Podchodząc bliżej, dowiedziałby się z emaliowanej tabliczki przytwierdzonej do muru, iż patronem ulicy był żyjący na przełomie XIX wieku Francuz, architekt króla Augusta, mianowany przez niego budowniczym miasta Krakowa, ponadto fundator instytutu technicznego w Krakowie, najstarszej szkoły technicznej w Polsce. Z kolei pokonując sześć kamiennych stopni, dostrzegłby kolejną tabliczkę informującą go, że w budynku tym mieści się również Katedra Grafiki Warsztatowej Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Przypadkowy przechodzień, który pokonawszy sześć kamiennych stopni wszedłby na wąską i nieco klaustrofobiczną klatkę schodową, nie byłby już z pewnością przypadkowym przechodniem. Bynajmniej nie mam tu na myśli hermetycznej niedostępności tego miejsca, czy też krzepkich i nieustępliwych portierów strzegących wejścia. Chodzi o specyficzny charakter tego budynku i wpływ jaki wywiera na wchłanianych przez siebie ludzi.

Był dżdżysty i wietrzny wieczór listopadowy. SZ wszedł do bramy całkowicie przemoczony. Bezskutecznie próbował zatrzasnąć za sobą drzwi, które co rusz wydymały się, serwując kolejną chmurę mokrego i zimnego powietrza. Zmagania z bramą dodatkowo utrudniała ciężka teczka, która za diabła nie dała się odstawić. Zwycięstwo – pomyślał – jeszcze tylko siedemdziesiąt schodów i życie na powrót nabierze sensu. Czy aby na pewno siedemdziesiąt? Co jakiś czas próbował policzyć stopnie prowadzące do pracowni, za każdym razem jednak ilość schodów nie zgadzała się z poprzednim rachunkiem. Początkowo złościło go to, z czasem jednak zaakceptował fakt, że budynek nadyma się i kurczy, to wypluwając, to znów wchłaniając dwa lub trzy stopnie. Jednakże chimeryczna kubatura budynku krzyżowała mu pewną koncepcję, którą od lat układał w wyobraźni. Jeżeli każdy stopień ma wysokość 17 cm i głębokość 30 cm, schodów jest 70, wchodzi i schodzi z nich trzy lub cztery razy dziennie, to ile lat musiałby tu pracować, aby okrążyć Ziemię? Nie wiadomo który raz pochłonięty liczeniem stopni, SZ ocknął się na drugim piętrze, stojąc nos w nos z próbującym go przywitać portierem. Sześćdziesiąt osiem – burknął nieuprzejmie.

Mroczny, wilgotny świat obserwowany przez ogromne, półkoliście zwieńczone okno z perspektywy ciepłej i gęsto zabudowanej pracowni wydał się SZ nieco mniej oślizgły. Z radością pomyślał o czekającej go dzisiejszego wieczoru pracy. Od czterdziestu pięciu lat zajmował się badaniem historii pewnego niewytłumaczalnego fenomenu budynku przy ulicy Humberta. Budynek, z jakiejś wymykającej się logicznym uzasadnieniom przyczyny, samoistnie zmieniał swą strukturę wewnętrzną. Na przykład, co jakiś czas ni stąd, ni zowąd pojawiało się zupełnie nowe pomieszczenie w miejscu, gdzie dotąd nie było nic lub jeden pokój multiplikował się w lustrzany sposób kilkanaście razy. Proces ten postępował również w odwrotnym kierunku. Niektóre pomieszczenia znikały bezpowrotnie zabierając ze sobą ludzi, którzy mieli pecha tam przebywać. W ten sposób fatalny gmach Instytutu Technicznego, w przeciągu kilku ostatnich lat bezpowrotnie wchłonął czterech portierów, dwie sprzątaczki i ulubionego psa SZ, nomen omen noszącego imię Humbert.

Początkowo niezrozumiałe i demoniczne zachowanie budynku wzbudziło sporą sensację, stając się obiektem badań niezliczonej ilości naukowców, śledczych i detektywów, którzy w logiczny sposób próbowali wyjaśnić zagadkę budynku, który nagle, z nieznanych powodów, ożył. W przeciągu wieloletnich prób rozwiązania tej zagadki powstało wiele bardziej, lub mniej absurdalnych teorii, które próbując wyjaśnić, przyczyniały się raczej do zaciemnienia rzeczywistej sytuacji. Jedną z nich SZ pamiętał doskonale. Wysunął ją pewien śledczy, który studiując stare dokumenty oraz archiwalne wycinki gazet natknął się na liczne ślady grasującej „szajki portierów nocnych”. Największa aktywność owej szajki miała miejsce właśnie w okresie pierwszych tajemniczych zdarzeń przy ulicy Humberta. Pozwoliło to śledczemu, być może zbyt pochopnie połączyć te dwa fakty. Organizacja przestępcza portierów nocnych, w gazetach z tamtego okresu nazywana „nocnymi budowniczymi” zrzeszała patologiczne jednostki, które zatrudniały się na posadzie portiera w różnych instytucjach i proponowały przypadkowym urzędnikom powiększenie zajmowanych przez nich biur i gabinetów. Z góry otrzymawszy zapłatę, w przeciągu nocy, niezwykle sprawnie, rozbierali cegła po cegle ściany, aby wymurować je w uprzednio ustalonym miejscu. Przybywający do pracy nieuczciwi urzędnicy, z niekłamaną radością znajdowali swoje gabinety kilkukrotnie większymi. Natomiast mniej zaradni błąkali się po korytarzach, bezskutecznie próbując odnaleźć swoje miejsca pracy. W przeciągu kilku lat trwania tego procederu, kompletnej przemianie wewnętrznej uległo kilka ważnych instytucji w mieście. Przypuszczalnie nieokiełznana zmienność kubatury urzędów, połączona z paniką pracowników, którzy opuszczając swoje biuro nie wiedzieli, czy nazajutrz w ogóle je znajdą. Sytuacja ta niechybnie doprowadziłaby do całkowitej anarchii. Na szczęście jednak wiedzionych butą złoczyńców zgubiła rutyna i niechlujstwo. Dopuszczali się bowiem coraz większych zaniedbań budowlanych, czym doprowadzali do naruszeń konstrukcji nośnych, w wyniku czego jeden ze znaczących urzędów w mieście zwyczajnie się zawalił. Przygnębieni utratą reputacji wszyscy portierzy honorowo oddali się w ręce sprawiedliwości.

SZ mgliście pamiętał te czasy. Jednakże fakt, że jeden portier należący do „nocnych budowniczych” padł ofiarą gmachu przy ulicy Humberta, sceptycznie nastawił go do pomysłu, że to ich sprawka. Miał na ten temat swoją własną teorię. Mianowicie jego zdaniem wewnętrzna mobilność budynku była pewnego rodzaju procesem zainicjowanym przez zbyt duże stężenie zdarzeń na zbyt małej powierzchni. Jego zdaniem wytworzyło to trudne do określenia ciśnienie wewnętrzne, które w efekcie przekształciło budynek w żywy organizm, kierujący się autonomiczną wolą, z którym należy nawiązać kontakt. Bezwiednie otworzył stojącą nieopodal żelaznego stołu tekę i na wpół mechanicznie jął wyjmować niewielkie prostokątne blaszane tabliczki i układać je w równych rzędach na blacie.

Było to w zeszły czwartek, kiedy to jak zwykle przemierzał gmach, szukając i odnotowując kolejne zmiany, którym uległ w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin. Było ich niewiele, od pewnego czasu  budynek wydawał się usypiać swoją aktywność. Zapada w sen zimowy – pomyślał, coraz częściej przyłapywał się na personalizowaniu gmachu, który zaczynał traktować jak duże, ciepłe i zaprzyjaźnione zwierzę. Momentami zdawał sobie sprawę z absurdalności tego podejścia. Złośliwe, kamienne bydle które zjada ludzi, ot co – prychnął z pogardą. Wyrzucił niedopałek dawno zgasłego papierosa pod kamienie litograficzne gęsto ułożone rzędami wzdłuż całego korytarza. W mroku rozświetlonym tylko mglistym światłem latarni ulicznych, wpadającym przez mokre od deszczu szyby, namacał klamkę i wszedł. Pokój zanurzony był w całkowitej ciemności. Wydawało się to o tyle dziwne, że jeszcze wczoraj wieczorem było to najjaśniej oświetlone pomieszczenie. Okna pracowni wychodziły bowiem na zawsze rozświetlony stadion sportowy, znajdujący się nieopodal. Skonfundowany SZ uświadomił sobie, że jedynym światłem, którym dysponuje są zapałki, bowiem w latarce, którą przeważnie nosił przy sobie, skończyły się baterie. Ogarnięty wzrastającym uczuciem niepokoju potarł zapałkę o tekturowe pudełko, jednak od razu stwierdził, że jarzący się fosfor nie rozjaśnia pomieszczenia, tylko jakieś pokryte znakami prostokątne powierzchnie,  znajdujące się na równoległej ścianie. Ledwie zdążył ogarnąć wzrokiem rozciągający się przed nim enigmatyczny obraz, zapałka zgasła. W pudełku namacał dwie ostatnie. Typowe – pomyślał rozdrażniony. Po omacku podszedł bliżej ściany, na której przed momentem ukazały mu się zagadkowe znaki. Biorąc pod uwagę ograniczoną ilość zapałek, postanowił najpierw organoleptycznie zbadać jarzący się jeszcze w jego głowie obraz. Z wyciągniętymi do przodu rękami podszedł do ściany i dotknął jej. Pod palcami miał gładką i chłodną materię, po pewnym czasie zaczął wyczuwać pewne niuanse różnicujące z pozoru płaską powierzchnię. Były to prostokątne, pokryte reliefowymi znakami tabliczki, równymi rzędami przytwierdzone do ściany. Były metalowe, chłód i twardość utwierdzały go w tym przekonaniu. W pewnym momencie zauważył, że żywa materia dotykanych przez niego faktur jakimś dziwnym trafem działa na jego wzrok. Niecierpliwie przebiegając rękami kolejne tabliczki, odkrył że ich wizerunki odbijają się jak obraz z rzutnika wewnątrz jego głowy. Mimo braku światła mógł swobodnie dostrzec coraz większą ilość detali budujących kolejne, blaszane tabliczki.

Dzisiaj, stojąc nad nimi w zalanej ciepłym światłem pracowni, odnosił wrażenie, że wówczas za pomocą wyłącznie rąk widział więcej niż teraz. Po omacku, wodząc palcami po wytrawionych liniach i plamach, miał nieodparte wrażenie, że budynek mówi do niego, wyjawiając tajemnicę swojego niezwykłego ożywienia. Bezradnie spojrzał na stół szczelnie wypełniony równymi rzędami cynkowych blaszek. Teraz już wiedział, że były to matryce akwafortowe, czyli obrazy powstałe na skutek działania kwasem na powierzchnię metalowej blachy. Było ich dwadzieścia. Wszystkie miały tę samą wysokość i zróżnicowaną długość, ponadto były to horyzontalne kompozycje przedstawiające – no właśnie przedstawiające, ale co? Od kilku miesięcy SZ poddawał gruntownej analizie każdy z obrazów, próbując znaleźć nić narracyjną obrazkowego kodu ujawnionego przez gmach. Dotychczas kod ten skutecznie opierał się wszystkim próbom interpretacji. W oczach SZ stanowił po prostu zestaw nie powiązanych ze sobą i nie zawsze klarownych obrazów. Kierując się jednak swoją pierwszą intuicją dotyczącą ciśnienia wywołanego zbyt dużym stężeniem zdarzeń, które pobudziły budynek do życia, przyjął że matryce ukazują wizerunki kluczowych wydarzeń z historii gmachu, pod wpływem której uległ tej zagadkowej przemianie. Dzisiejszego poranka, zaraz po przebudzeniu, wypowiedział słowo „akwaforta”. To technika a nie pojedyncze obrazy są kluczem do rozwiązania zagadki. Skoro budynek ujawnił mu matryce, należy je czym prędzej zdrukować. No dobrze, ale w dzisiejszych czasach…czy ktokolwiek się tym jeszcze zajmuje? Przecież to jakieś głębokie średniowiecze. No tak… Bożek. On jest wystarczająco specyficzny. Trzeba do niego zadzwonić. Wspominając dzisiejszy poranek SZ z roztargnieniem spojrzał na zegarek – Muszę spakować matryce, za chwilę pojawi się kurier – pomyślał.

P.S. O 7:30 rano zadzwonił do mnie SZ i, nie przejmując się zupełnie stopniem mojego rozbudzenia, przedstawił historię matryc. Jednocześnie zażądał kilkudziesięciu odbitek, będących kompilacją stworzoną z dwudziestu matryc. Niecierpliwie dodał, że paczka z matrycami oraz szczegółowym planem nawarstwiania obrazów jest już w drodze. Dodał jeszcze, że oczekuje jak najszybszego czasu realizacji, a o pieniądzach porozmawiamy później. Tego samego dnia otrzymałem ciężką, podłużną paczkę i niezwłocznie zabrałem się do pracy. Mimo wszelkich starań, jakich dokładałem, aby sprostać wymaganiom SZ, wykonanie żądanych odbitek zajęło mi dwa lata. W międzyczasie wielokrotnie, niestety zawsze telefonicznie, konsultowałem z nim różne detale, których nie byłem w stanie odszyfrować ze sporządzonych przez niego planów. Kiedy skończyłem, zadzwoniłem do niego, oczekując wrażenia, jakie wywrą na nim moje odbitki oraz licząc na to, że przybliżą go choć trochę do poznania tajemnicy budynku przy ulicy Humberta. Telefon SZ milczał i milczy do dziś. Dużo później i całkiem przypadkiem dowiedziałem się, że SZ któregoś dnia nie wyszedł z pracy.

Grafiki prezentowane na wystawie dedykuję mojemu przyjacielowi i mentorowi- SZ.

Kacper Bożek

Kraków, 09.12.2018

 

 

Piotr Woroniec jr

Urodzony w 1981 r. w Rzeszowie. Absolwent Instytutu Sztuk Pięknych Uniwersytetu Rzeszowskiego. Dyplom w roku 2005 w pracowni malarskiej prof. zw. dr hab. Ireny Popiołek – Rodzińskiej. Obecnie pracownik na Wydziale Sztuki UR. Związany z Pracownią Działań Interdyscyplinarnych, Fotografii, oraz asystent w Malarskiej Pracowni Interdyscyplinarnej, gdzie podejmuje próby uwrażliwienia adeptów sztuki na problemy natury twórczej dzięki tworzeniu złożonych wypowiedzi plastycznych. Od 2014 r. pełni funkcję prezesa Związku Polskich Artystów Plastyków Okręgu Rzeszowskiego. Brał udział w kilkudziesięciu wystawach i przeglądach. Współorganizator, uczestnik i koordynator wystaw oraz projektów międzynarodowych m.in. Plac Sztuki, Mur-art, Festiwal Przestrzeni Miejskiej, Art Teritory, Międzynarodowe Triennale Malarstwa Regionu Karpat „Srebrny Czworokąt”. Laureat licznych nagród i wyróżnień m.in.: Grand Prix na X Międzynarodowym Jesiennym Salonie Sztuki „Homo Quadratus Ostroviensis”, Grand Prix w Przeglądzie Sztuki Młodych „Wschód sztuki – Sztuka Wschodu” Teatr im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie, I Nagroda na Ogólnopolskim Festiwalu „FOTA-TON II” – Rzeszów. W latach 2000 do 2005 uczestnik przeglądów diaporamicznych takich jak np. Festiwal Przeglądów Diaporamów w  Szczecinie. Poza malarstwem zajmuje się także rysunkiem, fotografią, filmem, instalacją. Jedną z ostatnich jego realizacji był projekt RBR w ramach wystawy „Nowe ilustracje” w galerii Arsenał w Białymstoku.

Ważniejsze osiągnięcia:

2004 r. – I Nagroda na Ogólnopolskim Festiwalu „FOTA-TON II” – Rzeszów.

2008 r. – I Nagroda Marszałka Województwa Podkarpackiego w przeglądzie „Obraz grafika rysunek rzeźba roku 2008” BWA Rzeszów.

2010 r. – Grand Prix w Przeglądzie Sztuki Młodych „Wschód sztuki –Sztuka Wschodu” Teatr im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie.

2010 r. – Grand Prix na X Międzynarodowym Jesiennym Salonie Sztuki „Homo Quadratus Ostroviensis” – Ostrowiec Świętokrzyski.

2010 r. – I Nagroda na XI Biennale Plastyki Krośnieńskiej – BWA Krosno.

2011 r. – Nominacja do nagrody w przeglądzie „Obraz, grafika, rysunek, rzeźba roku”

2015 r. – Stypendium twórcze Marszałka Województwa Podkarpackiego

 

Piotr Woroniec jest przede wszystkim niezwykle bystrym i przenikliwym obserwatorem. U początków jego procesu twórczego zawsze leży baczna obserwacja zachowań społecznych, z którymi spotyka się na co dzień i fascynacja zjawiskami zachodzącymi w przyrodzie. Chociaż malarstwo Piotra Worońca pozostaje głęboko zakorzenione w otaczającej nas rzeczywistości, to jednak artysta pragnie mówić o niej językiem abstrakcji. Na powierzchni płyty malarskiej dokonuje zatem syntezy i analizy realności, w wyniku której, budując imago, łączy ze sobą w idealnych proporcjach: konkretność świata materialnego, liryczność świata uczuć i metafizykę świata duchowego. W ten sposób, przy pomocy podstawowych narzędzi, takich jak kolor, faktura i światłocień, kreuje nowy świat, stwarza Realizm Alternatywny, złożony z poddanych analitycznemu recyklingowi fragmentów świata codziennego. W wyniku tej kreacji powstają obrazy zbudowane z materii o chropowatej powierzchni, tchnące spokojem, dźwięczące ciszą, wymagające od odbiorcy odpowiedniej uwagi i skupienia.

Jednak Alt realizm to nie tylko treść i forma obrazów. To także, a być może przede wszystkim, postawa twórcza artysty, która zakłada odrzucenie narracyjności, ucieczkę od malarstwa ilustrującego, kontestację dosłowności w sztuce i sprzeciw wobec przedstawiania lustrzanego odbicia świata ludzkich sylwetek. Piotr Woroniec nie pisze jednak rewolucyjnych manifestów, nie publikuje odezw i apeli, w których roi się od wykrzykników. Zamiast tego, pozwala mówić swoim pracom. Stworzone przez niego obrazy, zawieszone na ścianach Pragalerii, stają się więc osobistym wyznaniem wiary, stanowią kolejne akapity jego prywatnego, artystycznego manifestu, który należy odczytywać szeptem.

Marcin Krajewski

 

 

Wioleta Rzążewska

Urodzona 29.06.1986 r. w Puławach. Dzieciństwo spędziła w powiecie garwolińskim, którego mieszkańcy i krajobraz do dziś stanowią niewyczerpane źródło inspiracji dla jej malarskiej twórczości.

W 2015 r. obroniła dyplom licencjacki z wyróżnieniem pt. „Sceny zatrzymane”, w pracowni malarstwa prof. Marzanny Wróblewskiej w Instytucie Edukacji Artystycznej Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie. W 2017 r. obroniła dyplom pt. „Sto lat!” w tejże pracowni malarstwa prof. Marzanny Wróblewskiej. Ukończyła studia z wyróżnieniem na poziomie magisterskim, uzyskując tytuł magistra sztuki. W latach 2013/14, 2014/15, 2015/16, 2016/17 stypendystka rektora APS dla najlepszych studentów za osiągnięcia artystyczne. W latach 2015/16 i 2016/17 stypendystka m. st. Warszawy im. Jana Pawła II. Autorka kilkunastu wystaw indywidualnych. Uczestniczka kilkudziesięciu wystaw zbiorowych.

Nagrody i wyróżnienia:

– Laureatka Konkursu Rektora APS na najlepszą pracę dyplomową 2014/15.
– Finalistka II Ogólnopolskiego Konkursu Malarskiego im. L. Wyczółkowskiego w Bydgoszczy.

 

W swoich obrazach Wioleta Rzążewska snuje opowieść o wspólnym świętowaniu, o społecznej roli tradycji i rytuału oraz, przede wszystkim, o potrzebie wspólnoty. Na powierzchni jej płócien objawia się przed widzem rzeczywistość polskiej wsi lat ’50. Obserwujemy młode małżeństwa, zmierzające do kościoła, by rozpocząć nowe wspólne życie, zrękowiny, wesele, a także pracę na polu, beztroską zabawę przy muzyce na żywo czy budowę nowej remizy. Stajemy się naocznymi świadkami nie tylko najważniejszych wydarzeń w życiu każdego człowieka, takich jak narodziny nowego życia, małżeństwo czy wreszcie śmierć, lecz również tych bardziej codziennych chwil, w których członkowie niewielkiej społeczności spotykają się, by wspólnie świętować lub pracować. Są to momenty, które dotyczą rodziny, ale też wyznaczają rytm życia wspólnoty, stanowią powód do spotkania i wspólnej celebracji. Podczas pierwszego zetknięcia się z malarstwem Wiolety Rzążewskiej, możemy odnieść wrażenie, że oglądamy czyjeś wspomnienia zatrzymane na płótnie, kadry z przeszłości, wizualne znaki świata, który minął bezpowrotnie. Dzieje się tak być może dlatego, że obrazy Wiolety Rzążewskiej, ze szczególnym uwzględnieniem monumentalnego, dyplomowego cyklu Sto lat! z roku 2017, powstały z inspiracji fotografiami znalezionymi w rodzinnym albumie artystki. Wioleta Rzążewska, przenosząc na powierzchnię płótna świat z wyblakłych zdjęć o ząbkowanych brzegach, poddaje go szczególnej metamorfozie. Czerń i biel wyparte zostają przez feerię żywych, nasyconych barw, linie konturu rozmywają się, oblicza przedstawionych osób ulegają zatarciu. Budując formę swoich obrazów artystka wykorzystuje głównie kolor i światło. Dla Wiolety Rzążewskiej niezwykle ważna jest stworzona przez nią symbolika barw: kolory ziemi to symbol nietrwałości świata doczesnego, błękity – sfera przynależna niebu, żółcień wyraża jakości transcendentne, czerwień – życie, a fiolet – tajemnicę. Rzeczywistość, którą artystka kreuje w swoich obrazach jest pełna światła, lekka, wibrująca od wyrazistych tonów barwnych, a jednocześnie nierzeczywista, oniryczna i wypełniona tajemniczą symboliką. Patrząc na pełne życia płótna Wiolety Rzążewskiej zapominamy na chwilę, że wydarzenia, które się w nich rozgrywają, dawno minęły, a ich bohaterowie odeszli lata temu. Dzieje się tak być może dlatego, że samą artystkę łączy wyjątkowa, niezwykle osobista relacja ze światem i ludźmi, których przedstawia.

Marcin Krajewski

 

Wioleta Rzążewska, najciekawsza może indywidualność wschodzącego pokolenia malarzy. Jej „Sceny Zatrzymane” to malarstwo współczesne; zwodniczo pozoruje styl starej fotografii, w istocie jednak bez zmiłowania odsłania korzenie nowych elit III RP. Rzążewska ukazuje rytuały przejścia: narodziny, inicjacje w dojrzałość, małżeństwo, śmierć. W tych pracach esencja poprzedza egzystencję. To, co Dorota Masłowska osiąga w powieściach, Rzążewska osiąga obrazem. Stosuje wybuchowe środki wyrazu, zarazem jest liryczna. A przy tym – paradoksalnie – pozostaje cool, choć na powierzchni płótna trwa skłębioną opowieść o rozpadzie i pustce rytuału; malowana jest tradycja, a nowoczesność wysunięta jest przed obraz; między nimi zieje przepaść. I tak Rzążewska opowiada i niejako zamyka zranioną pamięć przysłowiowego „słoika” w słoiku ucukrzonej goryczy i – ostatecznie wyzwolenia w energiach samego malowania.

Andrzej Bonarski

Witold Śliwiński

Ur. 24 lutego 1963 roku w Krośnie. Absolwent Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Miejscu Piastowym, kierunek: formy użytkowe. Po ukończeniu PLSP był słuchaczem Studium Fotograficznego w Krośnie. W swojej twórczości zajmował się grafiką i rysunkiem, projektował znaki graficzne dla firm oraz wykonywał aranżacje ekspozycji targowych. Kolejny etap to projektowanie i wykonawstwo artystycznych i użytkowych wyrobów ze skóry. Od 1996 roku realizuje szklane wyroby użytkowe i unikatowe. Statuetki okolicznościowe oraz gadżety firmowe stanowią dla niego ważną część działalności, a każdy temat jest inspiracją do tworzenia nowych rozwiązań. W 1996 roku zafascynowało go szkło jako tworzywo. Obok form tradycyjnych, harmonijnie zakomponowanych, o klasycznej linii i powściągliwym zdobnictwie, pojawiły się formy o charakterze dekoracyjnym, można by rzec: rzeźbiarskie, i to one właśnie zaczęły dominować. Należy do Związku Artystów Plastyków „Polska Sztuka Użytkowa” – stowarzyszenia, które zrzesza profesjonalnych plastyków, projektantów i architektów.

Ogromna różnorodność prezentowanych obiektów szkła artystycznego sprawia, że niezwykle trudno jest opisać dorobek twórczy Witolda Śliwińskiego w kilku zdaniach. Szklane rzeźby, które powstają w jego pracowni są eteryczne, kruche, a jednocześnie sprawiają wrażenie masywnych i ciężkich. Czasem aż wibrują od żywych barw, chwytają oko widza mocnymi kontrastami barwnymi, kiedy indziej uwodzą subtelnością delikatnego, przezroczystego szkła, przez które prześwieca, załamując się, światło słoneczne. Organiczne, powyginane, obłe kształty pojawiają się w jego dorobku tak samo często, jak najprostsze, składające się z kątów i linii formy geometryczne. Ta ogromna różnorodność bierze się stąd, że Witold Śliwiński jest artystą zafascynowanym szeroko rozumianą Formą. A jednak, z czym zgadzają się niemal wszyscy autorzy analizujący twórczość artysty, to nie tylko walory estetyczne tytułowych „Obiektów” sprawiają, że Witold Śliwiński stał się jednym z najbardziej interesujących przedstawicieli współczesnej polskiej rzeźby abstrakcyjnej. Patrząc na prace artysty możemy w nich odnaleźć jego samego: fascynację i miłość do szklanego medium rzeźbiarskiego, nienasyconą ciekawość i potrzebę poszukiwania nowych rozwiązań formalnych, nieustanną potrzebę eksperymentowania, niezwykłą wrażliwość na piękno zestawień barwnych i zamiłowanie do poszukiwania kompozycji idealnej.

Marcin Krajewski

Agata Kosmala

Absolwentka Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu (dyplom – 2000 r.). Malarstwo studiowała w pracowni prof. Wandy Gołkowskiej i prof. Piotra Błażejewskiego. Jest członkiem ZPAP Wrocław. Mieszka i tworzy we Wrocławiu.

WYSTAWY INDYWIDUALNE

2018
– Wystawa indywidualna, BWA Sanok (PL) /  (07.09.2018)
– Wystawa indywidualna, PraGaleria, Warszawa (PL) / (04.2018)

2017
– Ślady,  Galeria Gardzienice, Lublin (PL)
– Chodź opowiem Ci…, BWA Sandomierz (PL)
– Linia graniczna, Galeria Arttrakt, Wrocław (PL)

2015
– Transparentność, Czapski Art Foundation, Nowa Gazownia, Poznań (PL)
– Pomiędzy, Food Art Gallery, Wrocław (PL)

2014
– Woliery 10, Muzeum Współczesne Wrocław, Wrocław, Wrocław (PL)

2010
– Piktogram, Galeria na Solnym, Wrocław (PL)

2008
– Samotność rzeczy – stół, Galeria Formaty, Wrocław (PL)
– W złotej klatce, Galeria Pod Plafonem, Wrocław (PL)
– Szelest, Galeria Kyoto, Wrocław (PL)

 

WYSTAWY ZBIOROWE
2017
– Młode kolekcje sztuki, Jeden organizm, jeder Organismus, Alte Feuerwache Loschwitz Galerie, Drezno, (D)
– Salon Letni, Galeria Arttrakt, Wrocław, (PL)
– EKO-MATERIA, Muzeum Narodowe w Gdańsku, Oddział Sztuki Współczesnej w Oliwie, Gdańsk, (PL)
– 8 Kobiet, Galeria Konduktownia, Częstochowa, (PL)

2016
– Zabiegi uwrażliwiające, Zamek Topacz, (PL)
– Group Show, Zamek Sulisławice, (PL)
– Salon Jesienny, Galeria Arttrakt, Wrocław, (PL)
– Barwy Morza. Wystawa pokonkursowa, Dar Pomorza, Gdynia, (PL)
– Salon Zimowy, Galeria Arttrakt Wrocław, (PL)

2015
– Wystawa zbiorowa, Czapski Art Foundation, Nowa Gazownia, Poznań (PL)

2014
– Muza, wystawa pokonkursowa, Centrum Sztuki Kartonovnia, Warszawa (PL)
– Prix de Peinture de L’Ebouillanté 2014, Salon de Thé, Paryż (FR)
– Barwy Morza, wystawa pokonkursowa, Dar Pomorza, Gdynia (PL)
– Polish Female Artists, The traditional and modern paths of art.,
Galeria Narodowa w Erywaniu, (AM)
– 3rd International Art Exhibition, Nyíracsád (HU)

2013
– Prix de Peinture de L’Ebouillanté 2013, Salon de Thé, Paryż (FR)
– Art Brownie ZOO 2013, Toronto (CA)
– ArtPrize 2013, (US)
– Ogrody 2013, wystawa pokonkursowa, BWA Zamek Książ, Wałbrzych (PL)

2011
– Po setce – 100 lecie ZPAP, Galeria na Solnym, Wrocław (PL)

2010
– Przestrzeń Publiczna – Kontekst, wystawa pokonkursowa, Galeria Profil CK Zamek, Poznań (PL)

2009
– Szelest, Polnischen Haus – Polonicum, Berlin, (DE)
– Ślad, Galeria na Solnym, Wrocław (PL)

2008
– Młoda sztuka, Od zawsze w drodze, Wrocław (PL)
– Wystawa młodych, Galeria 62a, Wrocław (PL)

2007
– Obraz Roku 2005, wystawa pokonkursowa Art.& Business, Warszawa (PL)
– Triennale Malarstwa III Ogólnopolski Konkurs im. Mariana Michalika na Obraz Młodych Malarzy, wystawa pokonkursowa, Galeria Miejska, Częstochowa (PL)
– Konfrontacje, Galeria BWA, Sieradz (PL)
– Wystawa zbiorowa, Galeria Platon, Wrocław (PL)
– Pod ziemią, wystawa pokonkursowa, Galeria Marmurowa, Katowice (PL)
– Wystawa młodych, Galeria 62a, Wrocław (PL)

1997- 2000
– Ceramika młodych , Galeria Zamkowa, Lubin (PL)
– Wystawa dyplomowa, Design, Wrocław (PL)
– Młoda sztuka, Muzeum Architektury, Wrocław (PL)
– Atelier prof. Wandy Gołkowskiej, BWA, Brzeg (PL)

WYRÓŻNIENIA
2016
– Kwalifikacja do drugiego etapu konkursu Jackson’s Open Art Prize
– Kwalifikacja do Konkursu Malarskiego im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy
– Wyróżnienie w Europejskim konkursie malarstwa: Barwy morza, Gdynia

2014
– Wyróżnienie w Barwy Morza, Ogólnopolskiej Wystawie Marynistycznej, Gdynia
– Praca wyróżniona w Satchi Art, kurator: Bridget Carron

 

W twórczości Agaty Kosmali niezwykle ważną rolę pełnią motywy księżyca oraz linii horyzontu, do których wciąż nawiązuje w kolejnych płótnach. Artystkę fascynuje to, czego nie widzą nasze oczy, co na zawsze pozostaje zakryte i niepoznane. Ciemna strona księżyca, której nigdy nie zobaczymy z Ziemi, pejzaż ukryty za linią horyzontu… to miejsca tajemnicze, o których wiemy, że istnieją,
ale które możemy poznawać jedynie przy użyciu własnej wyobraźni. Tytułowy księżyc, choć sprawia wrażenie zimnego, lśni tylko dlatego, że odbija ciepłe promienie słońca. Właśnie kontrasty temperatur interesują artystkę szczególnie. Agata Kosmala dostrzega w zestawieniu ciepła i chłodu nawiązanie do dualizmu ludzkiej natury. W swoich obrazach łączy tony gorące i zimne, złoty i srebrny szlagmetal, materiał surowego płótna z pastelowymi barwami. Dzięki temu tworzy małe mikroświaty, w których zamyka całą paletę nastrojów i stanów emocjonalnych. Choć emocje, które przedstawia, często są w opozycji wobec siebie, to jednak, na powierzchni jej płócien, w magiczny sposób zaczynają się dopełniać, tworząc harmonijną, zrównoważoną kompozycję, w której zamknięto liryczną opowieść o dwoistości ludzkiej natury i kosmosu.

W swojej twórczości Agata Kosmala świadomie unika opisowego języka, posługuje się abstrakcją, by uciec od dosłowności,
która tkwi w znajomych kształtach ludzi i przedmiotów. Obrazy artystki szepczą więc wprost do naszych zmysłów, pobudzając emocje, które nie zawsze umiemy nazwać. Choć odnajdujemy w nich mnogość barw i ślady szerokiego gestu malarskiego, to jednak tchną spokojem, uwodzą lirycznością i wzbudzają zaciekawienie tajemnicą, która się w nich kryje. Agata Kosmala tworzy w skupieniu,
kontempluje niuanse kompozycji, która dopiero zaistnieje, niczym japoński kaligraf analizuje każdy ruch dłoni, rzadko pozwalając, by prowadziła ją wyłącznie intuicja. W jej płótnach znajdują miejsce spotkania dynamiczny ślad pędzla i przemyślana, minimalistyczna kompozycja. Szukając wyciszenia, ostrożnie dobiera środki malarskie, wierząc, że mniej, znaczy więcej. Świat, który buduje na powierzchni płótna jest subtelny, tajemniczy, elegancki i eteryczny. Jeśli w jej obrazach pojawia się błyszczący złotem szlagmetal, to wyłącznie w detalu, pobłyskując punktowo. Choć czasem zdarza jej się rozpryskiwać farbę na płótno, to jednak zawsze dba o to, by było to kilka kropel, które spadną w odpowiednim miejscu, nadając kompozycji wrażenie lekkości i niemal biżuteryjnej dekoracyjności. Gest, intuicja i przypadek podporządkowane są rozumowi, pojawiają się wyłącznie ramach wcześniej ustalonego planu. Jak mówi sama artystka: To malarstwo gestu, ale nie szybkich decyzji.

Marcin Krajewski

Jan Jubaal Wasiński

Urodzony w 1983 roku. Jest absolwentem Państwowego Studium Technik Teatralnych i Filmowych w Łodzi. W 2009 ukończył Wydział Grafiki i Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi dyplomem z wyróżnieniem w Pracowni Malarstwa prof. Ryszarda Hungera, z aneksem w Pracowni Technik Sitodrukowych prof. Andrzeja Smoczyńskiego. Kilkukrotny laureat konkursów artystycznych. W 2007 roku uzyskał stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Autor kilku wystaw indywidualnych. Brał udział w ponad 30 wystawach zbiorowych w kraju i za granicą. Od 2012 roku jest asystentem w pracowni Malarstwa i Rysunku prof. J.Chrabąszcza, na Wydziale Tkaniny i Ubioru macierzystej uczelni. Zajmuje się malarstwem, grafiką, rysunkiem oraz sztuką instalacji.

 

Wystawa Jana Jubaala Wasińskiego „Curiositas” jest wystawą retrospektywną. Pokazuje ostanie 11 lat działań twórczych artysty. Najstarsza praca pochodzi z 2007 r.

Na ekspozycji zobaczymy między innymi „Drzewo Poznania Dobra i Zła”, „Drzewo Życia”, przedstawienia św. Erazma i św. Sebastiana., kilka obrazów animalistycznych, dwie kapliczki: macierzyństwa i miłości. Jan często w swoich instalacjach wykorzystuje odnalezione na pchlich targach przedmioty, oczka dla lalek, figurki, sztuczne kwiaty.
Tytułowe „Curiositas” to pewne niezwykłości wyłapane z ikonografii, opowieści, mitologii pogańskiej i chrześcijańskiej, to pewna umiejętność łączenia wątków, splatania ich ze sobą. To również pewien rodzaj skrótów myślowych , które ubrane w formę malarską, wydają się „dziwne” i „niezwykłe”.

Jana interesuje dualizm i ambiwalentne znaczenie pewnych rzeczy. Nic nigdy nie jest czarne albo białe. Są wszelkie odcienie szarości. Yin i Yang w przyrodzie musi istnieć, aby istniała równowaga świata. Patrząc na obrazy Jana mamy wrażenie, że posiadł on jakąś większą wiedzę tajemną, którą chce podzielić się ze zwykłymi śmiertelnikami. Ale prawda jest taka, że on również poszukuje, tak jak my. Artysta w swoich pracach poszukuje prawdy: prawdy o życiu, o sensie ludzkiego istnienia. Często mówi o tym co głęboko ukryte. Wszystkie nieujawnione pokłady podświadomości, których nie uruchamiamy na co dzień, których boimy się sami przed sobą, co nie oznacza, że ich nie ma.

Gdziekolwiek by jednak nie zajrzeć za zasłonę powstawania pracy, na końcu jest człowiek, jego głębia, duchowość, jego egzystencja, przemijanie i doświadczenie. Nawet pod osłonką przedstawień animalistycznych, to zawsze człowiek jest pod zewnętrzną powłoką. Zwierzęta są istotami duchowymi i nośnikami pewnych treści, są również znakami i symbolami pewnych rzeczy.
Zobaczycie prace artysty, który tworzy własną hagiografię i demony, swój subiektywny ogląd świata, gdzie zdarzenia współczesne, mieszają się z podaniami, legendami i mitami. Jan Wasiński znajduje odniesienia do dziś w przeszłości i odwrotnie, opowiada historie, które były aktualne wieki temu i są aktualne dziś. A do wszystkiego popycha go ludzka ciekawość.

Samanta Belling

 

Nikodem Baiser 

Urodzony w 1988 r. w Biskupcu. Ukończył szkołę podstawową. Samouk wychowany na germańskich ekspresjonistach. W swojej twórczości inspiruje się przemocą, seksem, okultyzmem, pornografią, egzystencjalizmem i walką o ego. Pasjonują go kobiety, skrajne emocje, sny, ukryte pragnienia i ciemna strona człowieczeństwa. Eksplorując erotykę i seksualność poszukuje wstydu, intymności oraz wyjałowionych z moralnych pobudek fantazji. Podszywając to brutalnością i mrokiem przekształca brzydotę w piękno a piękno w zepsucie. Kwestionując granice, kulturę czy poprawność tworzy niedopowiedziane kompozycje.

 

Malarstwo Nikodema Baisera od zawsze wymykało się wszelkim próbom zaszufladkowania czy przyporządkowania do konkretnego stylu lub zjawiska. Artysta tworzy nieposkromione, dzikie kompozycje, które wchodzą w dialog z naszą emocjonalnością, drażnią i podniecają nasze zmysły, działają bezpośrednio na instynkty. Nikodem Baiser, czego nigdy nie ukrywał, jest samoukiem. Być może dzięki indywidualnemu skupieniu na nauce rzemiosła malarskiego, uniknął pułapki wtórności, taniego efekciarstwa i powielania trendów, w którą często wpadają młodzi artyści. Swoje inspiracje czerpie z niemieckiego ekspresjonizmu, fascynuje go seks i pornografia, okultyzm i świat snów, muzyka i kultura ulicy, łamie tematy tabu, żongluje pięknem i brzydotą, wyraźnie preferując to drugie. W obrazach Nikodema Baisera często brak koloru, dominują szarości, czernie i biele, przedstawione postacie ulegają deformacji, a tytuły prac często stanowią długie cytaty z utworów hip-hopowych. A mimo to, instynktownie czujemy, że to malarstwo szczere do bólu, uczciwe wobec widza i mówiące w sposób bezpośredni o rzeczach nam najbliższych. Oglądamy obrazy Nikodema Baisera, wiedząc, że odnajdziemy w nich prawdę.

Marcin Krajewski