Ewelina Kołakowska od lat niezmiennie snuje opowieść o cielesności. W swoich dziełach przedstawia ciała w procesie, ciała w relacji, ciała oczekujące na dotyk, drżące z podniecenia, rozkoszy, naprężone, spięte lub wiotkie, bezwładne, unoszone w górę przez czyjeś silne ręce. Artystkę fascynuje zmysł dotyku. Fizyczny kontakt dwóch ciał może być przyjemny i oczekiwany, lub niechciany, czasem bolesny. Pomiędzy postaciami z obrazów rozgrywa się prawdziwy spektakl namiętności. Widz obrazów Eweliny Kołakowskiej zostaje obsadzony w roli podglądacza, mimowolnego uczestnika tej erotycznej gry, która odbywa się na powierzchni płócien. To rola, która rzadko jest dla nas przyjemna i wygodna. A jednak, pomimo niepokoju, czasem nawet emocjonalnego dyskomfortu, jaki możemy odczuwać podczas kontaktu z pracami Eweliny Kołakowskiej, nie jesteśmy w stanie im się oprzeć. Nie możemy oderwać wzroku, czerpiąc dziwną, voyeurystyczną przyjemność z aktu obserwacji.
Choć wszystkie prezentowane prace utrzymane są w niemal monochromatycznej, czarno – szaro – białej kolorystyce, to jednak spektrum emocji, jakie się z nich wyłania jest niezwykle szerokie. Pożądanie sąsiaduje z obrzydzeniem, obietnica poczęcia nowego życia ze śmiercią, miłość z odrzuceniem i samotnością, oczekiwanie z lękiem i niepokojem. Twarze wykrzywiają się w grymasie, silne męskie palce ściskają miękką materię delikatnego, kobiecego ciała. Czasem unia dwóch ciał ulega rozpadowi. Pomiędzy ludzi wkrada się smutek i poczucie izolacji. Tam, gdzie kończy się dotyk, zaczyna się samotność.
Marcin Krajewski