Zamiłowanie do tego sposobu dekoracji wnętrz przetrwało w Polsce do dziś i tym się tłumaczy w Cepelii niezwykle urozmaicony wybór tkanin o przeróżnych wzorach i kolorach, wytwarzanych wszelkiego rodzaju technikami.
Niewątpliwie największe arcydzieła sztuki tkackiej stanowią kilimy i gobeliny (…) W Polsce Ludowej Cepelia zgromadziła niemal wszystkie krosna kilimiarskie w kraju, a także znakomicie zwiększyła ich liczbę. W całym wzornictwie Cepelii prace idą w trzech kierunkach: wykorzystywania motywów ludowych, polskich wzorów dworskich oraz projektowania tkanin nowoczesnych.” Warto również zaznaczyć, iż spółdzielnie zatrudniały jako projektantów wykształconych artystów plastyków – dość wspomnieć chociażby Jolantę Owidzką, Marię Janowską, Marię Domańską, Jolantę Banaszkiewicz, Aleksandrę Lewińską czy Elżbietę Olesky.
Kwestia eksportu była dla władzy ludowej niezwykle ważna. Już w latach 50. dostrzegano jej wartość propagandową, reprezentacyjną, ale też gospodarczą. Kilimy były na początku lat 60. głównym towarem eksportowym Cepelii. Ze względu na specyfikę funkcjonowania handlu zagranicznego w komunistycznej Polsce, firma nie mogła prowadzić go samodzielnie, powołano więc Polskie Towarzystwo Handlu Zagranicznego “Varimex” oraz Spółdzielcze Przedsiębiorstwo handlu zagranicznego “Coopexim” (za: Piotr Korduba, Ludowość na sprzedaż, s. 179). Część kilimów z kolekcji, którą Państwu proponujemy, ma zachowane metki “Coopexim-u”.
Wanda Moroń, dyrektor Spółdzielni Pracy Rękodzieła Ludowego i Artystycznego w Żywcu, działającej w latach 1947-1992 tak wspomina produkcję eksportową:
“To był czas, kiedy do Polski przyjeżdżali kontrahenci z zagranicy, żeby kupować nasze produkty. Jeździli od jednej spółdzielni do drugiej. Wszystko było zorganizowane przez tzw. Centralny Związek Spółdzielczości Rękodzieła Ludowego i Artystycznego Cepelia w Warszawie. Co ciekawe, eksport nie był skierowany do krajów bloku wschodniego, lecz głównie do Włoch, RFN-u, Francji, Holandii, Szwecji, Norwegii, Kanady, USA, a nawet Australii. Nasze produkty osiągały wtedy takie ceny, że klientom opłacało się pokonać wiele kilometrów, żeby zakupić te wyroby, a potem sprzedać z zyskiem u siebie. Dobrze pamiętam, że Włosi zamawiali wtedy tysiące metrów kilimów, których używali jako dywanów, co dla nas było swoistą profanacją (śmiech), ponieważ wiesza się je na ścianach. Wszelkie zamówienia, które otrzymywaliśmy, przychodziły z centrali w Warszawie, ale to były takie czasy, że wszystko musiało odbywać się za zgodą „góry”.
Sprzedaż odbywała się również w siedmiu zagranicznych sklepach Cepelii zlokalizowanych w prestiżowych miejscach, jak np. Place Rogier w Brukseli czy Fifth Avenue w Nowym Jorku. Sklepy miały spełniać rolę ambasadora polskiej sztuki , ukazując jej bogate walory artystyczne i wysoki kunszt polskich artystów.