Artysta Tygodnia: Piotr Bubak
Kiedyś natknąłem się na pejzaż Piotra Bubaka. Niby zwyczajny, jakich wiele. Ot, wiosenne roztopy. Jednak nie był zwyczajny. Związek pomiędzy kolekcjonerem a dziełem jest czymś na wzór więzi między kochankami. Między mężczyzną i kobietą, którą pragnie on mieć. Dokładnie tak pamiętam, jakie pierwsze wrażenie zrobił na mnie ten obraz. Pomiędzy mną a dziełem nie było artysty, ani tych wszystkich technicznych opisów i treści, jakimi nas częstują historycy sztuki. Byłem tylko ja i te roztopy, gdzieś w Polsce, gdzieś, gdzie je zobaczył i uwiecznił autor. Mój wzrok przesuwał się kawałek po kawałku, niemal dotykając śniegu i zanurzając się w błocie polnej drogi, zahaczając o krzewy, a na końcu zatrzymał się na horyzoncie w pragnieniu ujrzenia wiosennego słońca, tego samego, jakie chciał zobaczyć Piotr.
Kiedy minęła ta chwila kochanków już wiedziałem, że muszę mieć ten obraz i muszę poznać świat człowieka, który mnie zafascynował.
I poznałem wreszcie, goszcząc go na jednym z pierwszych plenerów, jakie przyszło mi organizować. Z ogromną przyjemnością mogłem obserwować pracę i możliwości warsztatowe Piotra. Najbardziej fascynująca była jednak lekkość tworzenia, jakby była to jednocześnie lekkość bytu artysty. Wśród rozłożonych płócien i farb, może nawet lekko chaotycznie, pędzel tworzył rzeczywistość, jakby alternatywną, świat pełen strachów. Pośród pustkowi, poprzez pagórki, czasem unosząc się bezładnie, pod chmurnym niebem, ale czasem i lazurowym, przemykał strach patriota, czasem łachmaniarz, strach wielu imion i twarzy, po prostu strach…
Może to tylko strach na wróble. Mi jednak podczas obserwacji kolejnych jego odsłon przeleciał przed oczyma kawał życia. Wzloty i upadki. Chwile trudne i piękne, wybory często niełatwe i złe. Czasem niemal złość, a czasem chwile wzruszenia. Tak, świat strachów na wróble Piotra Bubaka to mój własny świat, ale też i jego i wielu innych osób, mijających nas codziennie. Chyba właśnie podczas obserwacji cyklu strachów z całą bolesnością uświadomiłem sobie to, o czym Piotr zdawał się wiedzieć od dawien dawna. Nic absolutnie nie jest od nas zależne. Codzienne wybory, decyzje, akcja i reakcja… poczułem się jak targany żywiołami samotnik na obrazie artysty, od którego nic nie zależy, a który jednocześnie jest zależny od wszystkiego. Genialna prostota bytu, o której w XXI wieku zapomnieliśmy. Z krzywdą dla odbiorcy byłoby jednak, gdybym wyłącznie poświęcił kilka słów malarstwu, pozostawiając rzeźbę Piotra w zapomnieniu.
Rzeźba mniej wybacza, aniżeli malarstwo, rzeźba wymaga kunsztu i techniki, jeżeli mówimy oczywiście o rzeźbie na najwyższym poziomie, a prace Piotra Bubaka takie właśnie są. Co to znaczy, że rzeźba jest dobra, zasługuje na najwyższe uznanie? Może to też kwestia gustu? Współczesna sztuka, w tym rzeźba, szuka nowych dróg, ale moim zdaniem często te drogi prowadzą donikąd. Piotr wybrał swoja własną. W jego rękach rzeźba nabrała znowu klasycznego wymiaru, przeżywa swój renesans, ale jednocześnie zawiera „tę iskrę”, to „opisanie świata” Piotra Bubaka, jaką wkłada on do każdego swojego dzieła.
Akty i półakty są pełne nie tylko kobiecego piękna, ale przede wszystkim piękna ich oddania, piękna sztuki ich pokazania. Każdy akt jest pieszczony dłutem, każdy kawałek brązu jest niczym ciało leżące przed Piotrem, oddające się bezwarunkowo artyście. Prężąca się „Pływaczka”, pokazująca umięśnione, a zarazem piękne kształty, niemal mówi: „oto jestem, taka, jaką mnie stworzyłeś”. Inna postać, leżąca z lekko rozrzuconymi włosami, przeciągająca się jakby od niechcenia kobieta, kryjąca swoją twarz, kokietuje odbiorcę. Zdając sobie sprawę ze swojej urody nie pokazuje wszystkiego. To tajemnica jej i artysty.
Znalazło się także miejsce dla stracha, starca, targanego życiowymi próbami, wzlotami i upadkami, może wypalonego, ale ostatkiem sił stojącego pod wiatr. To w jego ramionach znalazła ukojenie samotna panna. Piękna i czysta i bezbronna jednocześnie. To jego strzępy zdają się ją osłaniać przed tym, co nieuniknione.
Przemysław Kuchcicki
[fragment]