Artysta Tygodnia: Magdalena Daniec
Zawsze zaczyna się tak samo. Najpierw siedzę i myślę, potem wstaję i chodzę po pokoju, czytam, przesiadam się, przeglądam swój zeszyt z wycinankami. Czasem kartkuję książkę, przyklejam do siebie tekturki, bywa, że odchodzę i zajmuję się czymś zupełnie innym. Przede wszystkim jednak – układam rzeczy. Przerzucam zdjęcia, rozmieszczam elementy, patrzę jak powstają barwne zbiory, rodzą się przypadkowe kompozycje, czasem nagle myślę – to jest właśnie to!
Magdalena Daniec tworzy w sposób intuicyjny. Jej malarstwo, choć może się to wydawać w pierwszej chwili zaskakujące, nie powinno być postrzegane w kategoriach sztuki abstrakcyjnej. Tam, gdzie inni artyści koncentrują się na, często zimnym, matematycznym, przedstawieniu układów plam, linii i kształtów – Magdalena Daniec oddaje głos uczuciom, wspomnieniom i zmysłom. W swoich płótnach, często już post factum, malarka odnajduje pejzaże z przeszłości – a może raczej – odczucia, doznania, jakie wywołało w niej zetknięcie się z danym miejscem. Stojąc przed gotowym obrazem, dostrzega w nim, czasem ku swojemu zaskoczeniu, ślady emocji i wrażeń zmysłowych z przeszłości, reminescencje zapachu i dotyku sprzed miesięcy i lat, krajobrazy, które drzemią pod jej powiekami. Co jednak istotne, w swoich płótnach nigdy nie przedstawia natury w sposób dosłowny, lecz raczej jej znaki. Gdy myśli o deszczu, maluje ślady pozostawione na ziemi przez ciężkie, spadające krople. Sama doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jej malarstwo, bardzo osobiste, może jawić się widzowi jako hermetyczne. Nie chce jednak narzucać odbiorcy jedynej i słusznej interpretacji dzieła. Zamiast tego – sugeruje, zostawia subtelne wskazówki i nieoczywiste tropy interpretacyjne w postaci tytułów oraz gotowych, wklejonych, kolażowych elementów, które z czasem stały się centralnym, najważniejszym elementem obrazu.
Trudno dokładnie stwierdzić, w którym momencie „obiekt znaleziony” stał się tak ważny dla Magdaleny Daniec. Początkowo artystka, którą praktycznie od zawsze fascynowały stare fotografie, próbowała przenosić zdjęcia z albumu na płótno przy pomocy pędzla i farby. Szybko poczuła jednak, że kryje się w tym fałsz. Nie musi przecież od nowa malować tego, co już jest gotowe, co zawiera w sobie ładunek emocjonalny, czyjeś wytarte wspomnienia. Malować należy uczucia, jakie przedmiot w nas wzbudza, nie zaś odwzorowywać jego formę. W kolejnych latach, w obręb kompozycji, coraz śmielej wprowadzała szeroką gamę różnych przedmiotów. W jej obrazach zaczęły pojawiać się fragmenty listów, pożółkłe strony z zeszytu, papierek, na którym został odcisk kubka z kawą jej męża, okładka notatnika dziadka a nawet blacha od tortownicy. Co niezwykle istotne, wszystkie te przedmioty, po włączeniu w obszar formy i imago dzieła, zaczynają ulegać twórczym przekształceniom. Magdalena Daniec nie pragnie bowiem rekonstruować przeszłości, opowiadać widzowi dawnych historii o ludziach, których często już z nami nie ma. Dzięki umieszczeniu gotowych obiektów w zupełnie nowatorskich kontekstach malarskich, artystka tworzy nowe narracje, snuje bardzo współczesne, choć jednocześnie niezwykle intymne, opowieści.
– Marcin Krajewski