Artysta Tygodnia: Kuba Janyst

Pragaleria

Stalowa 3, Warszawa

Artysta Tygodnia: Kuba Janyst

 

Obrazy Kuby Janysta drżą, pulsują od koloru, hipnotyzują widza iluzją ciągłego ruchu. Płótno przypomina nam ekran telewizora, bo nie sposób nie dostrzec w jego formach nawiązań do zakłóceń, jakie pojawiają się, gdy tracimy sygnał satelitarny i postacie z naszego ulubionego serialu lub programu nagle rozmywają się, ulegają deformacji aż w końcu pochłania je całkowicie biały szum. Paradoksalnie, Kuba Janyst ustawia więc w centrum przedstawienia to, co normalnie stanowi margines, aberrację, ukazując nam piękno, które kryje się w zakłóceniu i deformacji pierwotnego imago. Co równie zaskakujące, choć obrazy Janysta, często wręcz agresywnie, atakują nasze zmysły (kolorem, nieprzerwaną dynamiką, częstotliwością drgań) to w ich formach odnajdujemy również coś, co wpływa na nas uspokajająco, co pobudza do kontemplacji. Dzieje się tak być może dlatego, że pozornie chaotyczna rzeczywistość przedstawienia, wtłoczona w ciasny kadr, ograniczona czterema bokami krosna, konstruowana jest według ścisłych, rygorystycznych zasad. Artyście udaje się więc niemal niemożliwa do osiągnięcia sztuka: przedstawia chaos kontrolowany, bałagan uporządkowany, który, choć męczący na co dzień, na powierzchni płótna ukazuje nam swoje wizualne piękno, swoje pociągające i intrygujące oblicze.

Pod względem formalnym, obrazy Kuby Janysta kryją w sobie równie ciekawy paradoks. Na przestrzeni ostatnich kilku lat, artysta wypracował autorską, unikatową technikę malowania. Na powierzchni płótna, posługując się pędzlem i krawędzią szpachli, pieczołowicie łączy ze sobą pasma farby, bardzo gęsto splata kolejne włókna, nakłada jedna na drugą wiązki koloru. Dzięki temu, jego obrazy nie tylko charakteryzują się tak ciekawą, unikatową, reliefową fakturą, ale przede wszystkim artyście udaje się osiągnąć iluzję ruchu, ciągłej zmiany. Proces nakładania farby na płótno jest żmudny, powolny i niemal mechaniczny, co stanowi nawiązanie do automatyzacji współczesnego świata i odnosi się do zdobyczy technologicznych – w tym druku 3D. Pomimo tego (i tu właśnie kryje się ów niezwykły paradoks) gotowe obrazy sprawiają wrażenie niezwykle lekkich, impresyjnych, jakby powstawały w ciągu kilku chwil, bez odrobiny wysiłku. Artysta sięga często również do iluzjonistycznych rozwiązań, wypracowanych przez pionierów op-artu, ukrywając w przedstawieniu zarysy geometrycznych figur, które szczególnie wyraźne stają się dla widza dopiero oglądane z pewnej odległości lub pod konkretnym kątem. Sposób ekspozycji obrazów Kuby Janysta jest tutaj kluczowy. Jego płótna charakteryzują się bowiem formą otwartą – ich odbiór i oddziaływanie emocjonalne na widza ulega zmianie w zależności od tego, w jaki sposób zostaną powieszone (obrazy mogą zostać zorientowane na różne sposoby, przekręcenie płótna o 90 stopni wpływa na zmianę kierunku przepływu drgań), jak padać będzie światło, jaki dystans musi przebyć spojrzenie odbiorcy i pod jakim kątem na nie patrzymy.

Malarstwo Kuby Janysta stanowi najlepszy dowód na to, że nie trzeba koniecznie malować obrazów figuratywnych, aby trafnie opisać otaczającą nas rzeczywistość. W płótnach artysty odnajdujemy syntezę współczesnego świata, który nie zasypia i nie milknie nawet na moment, wypełnionego milionami sprzecznych komunikatów, rozedrganego, pędzącego, świata nadmiaru treści, którego mieszkańcy nieustannie bombardowani są kolejnymi informacjami. Artysta wyciąga esencję z rzeczywistości, tworzy wizualne reprezentacje męczącego szumu informacyjnego, który na powierzchni płótna nagle przybiera zaskakująco piękną, wręcz zjawiskową formę. Nie czyni tego jednak, na szczęście, ze śmiertelną powagą. W jego artystycznej postawie wyczuwalna jest ironia, a może nawet lekka kpina. Kuba Janyst, pół-żartem, pół-serio, puszcza oczko do widza i, zgodnie z tytułem jednej z wystaw, kieruje do niego doskonale znany wszystkim komunikat: „Prosimy nie regulować odbiorników!”.

Marcin Krajewski

Opublikowano: 2020-05-12