Artysta Tygodnia: Andrzej Kikowski
Prezentowane obrazy to kolejny rozdział w moim malarstwie. Poświęcony jest ludzkim wspomnieniom, marzeniom, tęsknocie. Przewodnim motywem jest horyzont, zawieszony gdzieś daleko w przestrzeni. Horyzont, z którym tak rzadko obcujemy żyjąc w miastach. Horyzont pokazany w kontekście prostej architektury, w perspektywie oraz świetle dziennym. Perspektywa pozwala zbudować przestrzeń i oddala horyzont. Światło wraz z kolorem buduje nastrój, porę dnia, pogodę.
Kompozycje są uproszczone, często z punktem zbiegu ustawionym centralnie, nierzadko symetryczne, oczywiste, znane i spotykane. Zestawienie prostych płaskich figur: kwadratów, prostokątów, trójkątów. Można powiedzieć, że to abstrakcje. Jest to świadomy zabieg, który wykorzystuję dla wytworzenia odczucia spokoju i odwrócenia uwagi od przedstawionej treści, bo nie o nią tu chodzi.
Nie chodzi o treść. Ta jest oczywista: budowle nad wodą. Nad morzem, nad oceanem. Budowle o niezdefiniowanym czasie powstania. Równie dobrze mogłyby powstać w innych epokach albo być wizją przyszłości. Całą scenę celowo pozostawiam pustą. Nie ma ludzi, przedmiotów, roślin. Nie ma śladów życia. Jest tylko woda, przestrzeń i architektura.
Woda i przestrzeń to ocean. Ocean powoduje w nas jakąś niezdefiniowaną tęsknotę, budzi marzenia, wspomnienia, uruchamia wyobraźnię. Powoduje, że zaczynamy patrzeć w przyszłość, snujemy plany, ale jednocześnie napawa on nas refleksją, niewiadomą, poczuciem lęku.
Architektura: magia budowli, dzieło rąk ludzkich, synonim zatrzymania czasu, dorobku ludzkich pokoleń pozostającym na lata. Architektura jako pomost do innych epok. Myślimy: tu kiedyś żyli ludzie, ileś set lat temu zbudowali tę budowlę, a my możemy jej dziś dotknąć. Tych ludzi już nie ma, a dzieło zostało. To budzi refleksję: przemijamy, znikamy, coś po nas zostaje, po co to wszystko, jaki to ma sens? I tak umrzemy…
Ja zestawiam te odczucia. I taki jest zamysł i cel tych obrazów. Chcę spowodować by odbiorca, gdzieś tam, wieczorem, gdy popatrzy na obraz, nie skupiał się na jego treści tylko zanurzył się w swoich myślach i we własnej wyobraźni, wypełnił pustą przestrzeń własnymi wspomnieniami, marzeniami, planami, a na koniec refleksją – ale tą pozytywną, tą słoneczną, świetlistą. Przemijamy – lecz „Nieskończoność” istnieje.
Andrzej Kikowski
Architektura to ta dziedzina sztuki, które Andrzej Kikowski poświęcił (z sukcesami) większość swojego życia zawodowego i artystycznego. Jest on autorem wielu znanych realizacji (m.in. projektu adaptacji budynku dawnej elektrowni dla siedziby Mazowieckiego Centrum Sztuki Współczesnej „Elektrownia” w Radomiu). Znajduje to swoje odbicie również w jego twórczości malarskiej. Kikowski tworzy minimalistyczne, często wielkoformatowe, wyciszone kompozycje ukazujące fragmenty nowoczesnych, a może nawet futurystycznych budowli. Artysta stosuje oryginalne, nieoczywiste kadry. Kompozycja zaplanowana jest idealnie, niemal matematycznie, perspektywa wyrysowana mistrzowsko – pomimo prostych rozwiązań, łudzi oko widza iluzją głębi. Kikowski zestawia ze sobą podstawowe kształty geometryczne, prowadzi niemal wyłącznie proste, ostre linie, dzięki którym zbliża się niekiedy do abstrakcji. To architektura brutalistyczna – nie ma tu miejsca na organiczność, obłość, falowanie kształtów. Świat, widziany przez prześwity jego surowych kolumnad, czy otwory okienne, które otwierają na zewnątrz przestronne sale, ulega przekształceniu. Natura podporządkowana zostaje prawom matematyki i ujarzmiona przez szkicującą na desce kreślarskiej rękę artysty. Niebo, ziemia i ocean – to trzy, płaskie pasy, wypełnione mocnymi, kontrastującymi ze sobą barwami, oddzielone od siebie zimną, niepokojąco idealną, linią horyzontu.
To niezwykły paradoks, że te surowe, niemal sterylne formy architektoniczne, wykreowane przez artystę na powierzchni płótna, cechuje tak duża doza liryzmu, szczególna, nostalgiczna poetyka, zdolność do wywoływania w widzu uczuć i emocji. Nie chodzi tu bowiem wyłącznie
o piękno kształtów nowoczesnych konstrukcji. Malarska architektura Kikowskiego, zestawiona ze światem natury, staje się nośnikiem znaczeń, szkieletem, na którym widz może zbudować własną, osobistą interpretację dzieła, przyczynkiem do kontemplacji i rozważań na temat przemijania i tego, co po sobie zostawimy dla kolejnych pokoleń. Używając wyłącznie ascetycznych, minimalistycznych środków wyrazu (prosta linia i płaska plama barwna) Kikowski jest w stanie mistrzowsko zobrazować ulotną atmosferę chwili, nieuchwytny, trudny do ujęcia w słowa nastrój, który podświadomie udziela się widzowi, zmusza go do przemyśleń. To najlepszy dowód na to, że Andrzej Kikowski, architekt z wyboru i powołania, ma w istocie duszę i wrażliwość prawdziwego malarza.
Marcin Krajewski